Forum Wolnego Stowarzyszenia Windsurfingowego

Hajer - Opowieści naszego kolegi Mietka - Gdzie jest chłop ?

sekretarz - 8 Sierpień 2013, 17:01
Temat postu: Gdzie jest chłop ?
Ludzie - ktoś może ma jakąś informację co się dzieje z naszym kolegą Mieciem Hajerem ??,
Zjedli go już w jakimś Bantustanie ??? , bo jakoś długo się nie odzywa . :-?

Tomek - 14 Sierpień 2013, 23:47

Pewnie jak zwykle, znowu go wywiało ...
mick - 14 Sierpień 2013, 23:57

Podobno wrócił i Kostek coś wie... hmm

O i znalazłem, był w Murmańsku http://blogrowerowy.pl/category/hajer/

sekretarz - 18 Sierpień 2013, 10:27
Temat postu: O też znalazłem !
Mick - ja też znalazłem Miecia w Gruzji - miał wypadek, pisze że w szpitalu mu dupę zaszyli :shock: ,i się wstydzi pokazać :mrgreen: http://blogrowerowy.pl/ne...ek/#more-11118.
mick - 19 Sierpień 2013, 22:42

Hehe, to pewnie dlatego się nie pokazywał :mrgreen: ale tak na serio to już rok temu było :-|
sekretarz - 21 Sierpień 2013, 11:13
Temat postu: Jest ! znalazł się !
Ostrzeżenie - nie chodźcie na Wałek po zmroku ,podobno grasuje tam dziwny osobnik :mrgreen:
hajer - 21 Wrzesień 2013, 10:50

JADYMY Szukam trasy rowerowej na Rosję – taką by być odkrywcą – zdobywcą. Jest znalazłem Murmańsk – Soczi. Trasę tą czasami robią na motorach, rowerem nikt się nie odważył, dodatkowa motywacja to olimpiada w Soczi.Przygotowania – dałem ogłoszenie w internecie, że poszukuję partnera na wyprawę. Po kilku wyprawach z ,,Oj tam-Oj tam”, obiecałem sobie że już tylko sam z sobą i z rowerkiem w trasę. Informacje o Rosji i bezpieczeństwie spowodowały, że jednak poszukam partnera-partnerkę. Na ogłoszenie odpowiedział Tomek z Krosna właściwie mój rówieśnik starszy o dwa lata. Mam znajomości w Komitecie Olimpijskim więc o wizy się nie martw pomogą nam, słyszę w słuchawce. Na wszelki wypadek napisałem list do Prezydenta Putina. WP PREZYDENT PUTIN MOSKWA KREMLI. W marcu odpowiedz, że mam przyznaną wizę na zaproszenie komitetu olimpijskiego. Super się składa bo przed wyprawą musiałem kilka dni poddać się badaniom w szpitalu więc osiem dni przykuty do szpitalnego łóżka w tym święta Wielkanocne. Za oknami wiatr śmigał moi koledzy na deskach na jeziorze śmigają a ja czytam o Rosji czytam -tu zabili tu okradli, straszą na portalach internetowych.

Rower tym razem “Dobre Sklepy Rowerowe ”poleciły rower Dexter 29. Trochę obaw miałem bo opony szerokie takie balony, ale w Rosji czekały mnie bezdroża, zapakowałem jedną oponę składaną do sakwy, dętki i części rowerowe.


Ruszam początkiem maja więc wiem, że czekają mnie śniegi i mrozy. Kupuję śpiwór puchowy i kurtkę w firmie Machowski - rewelacja śpiwór dowiozłem do Polski natomiast kurtka się spaliła w pożarze ale to w dalszej części opowiadania. Gary, gaz, bielizna termiczna, wszystkie klamory zapakowane i okazało się że rowerka podnieść nie mogę. Mój przyjaciel -serwisant rowerowy M Kosowski z Imielina, próbował podnieść rower i za głowę się złapał -Hajer obawiam się ze coś padnie, bagażnik nie wytrzyma połowę wyrzuć słyszę. Ale co wyrzucić? filtr do wody? na północy odcinki po 300 km bezludzia, cieple kalesony jak są opisy że w czerwcu -10 stopni?

Wizyta w konsulacie w Krakowie i mały zgrzyt, dostajemy zaproszenie Komitetu Olimpijskiego Rosji i słyszę opłata 150 zł. No jak pytam zapraszacie mnie i co mam wam jeszcze płacić? młoda dziewczyna, śliczna ruda Rosjanka trochę się zmieszała gdy mówię jej, że to tak jak bym ją zaprosił do domu na obiad i po obiadku na deser wystawiam rachunek, trochę głupio prawda. Zawołała szefa ten bezwzględnie płacisz wiza jest za tydzień, nie płacisz nie jedziesz. Wiem, że nie ma sensu kłócić się w ambasadach Rosji, to z doświadczenia z ambasadą w Erewaniu. Ruda uśmiecha się wiec zagaduję, że w ramach uprzejmości zapraszam ją na obiad, grzecznie odpowiada że jest zajęta miesiąc temu wyszła za mąż. Moja wizyta po tygodniu w Krakowie, odbieram wizę ważną jeden rok od daty wystawienia, mam wychodzić z konsulatu a tu “ruda” halo proszę pana – pan wie że na terytorium Rosji może pan przebywać trzy miesiące, po tym okresie musi pan opuścić Rosję i w drugim półroczu może pan wjechać na kolejne trzy miesiące. Rosjanie nie mają jasnych czytelne przepisów o czym sam się przekonałem.

Ruszam w strugach deszczu jeszcze zdjęcie w centrum Katowic i wizyta w “Dobre Sklepy Rowerowe” i ruszam w kierunku Radomska w strugach deszczu zimno dmucha, no dobry trening przed tym co mnie dopiero czeka. Po drodze odwiedzam przyjaciela Przemka i jego klub “BODYGARD w Gomunicach. Dla mnie to kultowe miejsce i niesamowity człowiek który organizuje koncerty, ściąga do Gumonic sławy Polskiej sceny muzycznej. Dla mnie to magiczne miejsce, same grafiki na ścianach na sufitach robią wrażenie, a i Przemek to człowiek któremu można zaufać.


Pierwsze 136 km za mną, docieram do Spały, ulewa więc inwestuję w Fundusz Wczasów Pracowniczych tam nocleg wywalczyłem za 40 zeta w domu o nazwie “MIŚ “. Typowy wystrój jaki pamiętam z wczasów z lat osiemdziesiątych. Wracają wspomnienia bo takich ośrodków kopalnia w której pracowałem posiadała kilka, jedyną różnicą było to że teraz w pokoju jest telewizor. Pod Warszawą spotykam się z Tomkiem i tu łączymy siły. W planach było kilka miesięcy razem, okazało się że wytrzymaliśmy kilka dni z sobą. Wąs jak u szlachcica z książek Sienkiewicza, rower - rama trzydziestoletnia, ale za to nowe opony, bagażu dwie cienkie sakwy, trochę mnie zaskoczył tym bardziej z e mamy jechać w mrozach

Warszawa - śpimy u wydawcy moich książek, zaproszenie na obiad i robi się pogada. Odwiedzamy po drodze “Komitet Olimpijski”. Siedziba komitetu pięknie położona nad Wisłą. Spotykamy się z Panią Eweliną, która miała ogromny udział w pomocy Tomkowi z wizą. Gdy wjechaliśmy przeszkloną windą na pierwsze piętro, przy stoliku siedzi nasz mistrz w chodzie Robert Korzeniowski. Tomek widząc mistrza od razu do niego – dla czego nie odpisałeś mi? nasz Mistrz mówi, że nie kojarzy Tomka. Jak to nie poznajesz ja dałem ci płytkę ze zdjęciami w Krośnie i czekałem na opinię. Pan Robert -ja w Krośnie byłem ale siedem lat temu, no właśnie już siedem lat czekam donośnym głosem krzyczy Tomek. Na szczęście ktoś poprosił naszego Mistrza. Zdjęcie pod flagą olimpijską kilka ciepłych słów na drogę i wychodzimy. Mamy szczęście pod gmach podjechała ekipa Hołowczyca, szykują się na kolejny Dakar. Tomek jak się dowiedział że jedna z maszyn pali siedemdziesiąt litrów na sto kilometrów atakuje jednego z uczestników -”za nasze pieniądze jedziecie nie macie wyników” i sypie epitety z rękawa. Panie odczep się Pan ode mnie ja tylko jestem pilotem za kilka minut przyjedzie Hołowczyc wylej pan swoje żale na nim. W miedzy czasie widzę wychodzącego Korzeniowskiego, Panie Robercie mogę poprosić o fotkę? no pewnie, fotka i krótka rozmowa i aż gwizdnął gdy usłyszał plan.


Tomek walczy w z ekipą na Dakar. Tomek dawaj jedziemy dalej opie…lisz Hołowczyca w drodze powrotnej, szkoda czasu. Dotarło do niego i ruszamy w drogę. Próbuję z Tomkiem ustalić plan jazdy i umówić się jak się komunikować, rozkład dnia ustalić, ale nie ma szans. Mruczał tylko coś pod nosem ja nic nie rozumiałem.

Kierunek Suwałki słoneczko prześwituje zza chmur robi się cieplutko. Tomek naciska bym pozbył się części bagażu więc uginam się i wysyłam pięć kilo ciepłych ubrań do domu – jak żałowałem tej decyzji. Jedziemy ścieżkami rowerowymi i drogami łata na łacie, a między łatami dziury, mijając wioski i resztki budowli po PGR, przygnębiające widoki. Pod sklepami panowie z butelkami taniego wina, Tomek wdaje się w każdym takim sklepiku w dyskusję. Panie za komuny to żyliśmy, praca była, deputaty- premie- pieniądze a teraz tylko picie zostało słyszę. Nic się nie opłaca robić. Kiedyś Panie świniarnie, cielętniki silosy ze zbożem, to się troszkę tego zwinęło a to paliwo spuściło… to znaczy kradliście? - no nie kradliśmy to było za komuny, czyli nasze wspólne więc braliśmy swoje... Tomek jak wodzirej na weselu między nimi przyklaskuje. Zapytałem któregoś wieczoru co tak walczysz z każdym napotkanym pod sklepem obdydołkiem? – urodziłem się na gospodarstwie i ciężko pracowałem od małego. U nas góry i każdy po trzy hektary i wszystko koń obrabiał ile ja potu wylałem a jak przyszło do dzielenia majątku to rodzeństwo dostało ziemię a ja nic. Teraz wydzierżawiłem kawałek ziemi i wybudowałem wioskę indiańską i w niej mieszkam Jak to wioskę pytam? normalnie namiot jak Indianie i tam mieszkam, nie mam zameldowania adresu… Jeśli ktoś z urzędników się czepia to pokazuję flagę USA i mówię że znajduje się na terytorium obcego państwa z reguły odpuszczają.

Zielono, a to bociek, a to ptactwo cisza i tylko szum opon, morze traw Tomek klnie bo jedziemy piaszczystą drogą on na cienkich oponach co chwilę zapada się w piachu mnie idzie super bo opony szerokie. Pierwszy raz w okolicy Suwałk i tak pięknych łąk kolorowych miejsc nie widziałem w całej Europie.




Wieczorkiem szukamy miejsca na rozbicie namiotu nie jest to takie proste, dokoła mokradła masy komarów. Zatrzymałem się pod nowym domem, słucham o co chodzi? zapytała Pani wychylając się z okna. Chcieliśmy rozbić namioty u pani było by super bo sucho, zawołała męża i bez problem rozbijamy obóz. Obok domu nowoczesna obora i silosy na paszę. Andrzej, bo tak ma na imię nasz gospodarz, zaproponował gorącą kąpiel w budynku socjalnym w oborze. Dla mnie obora zawsze kojarzy się ze smrodem brudem, a tu kafelki czyściutko, krowy akurat jedzą kolację. Aby zwiedzić oborę trzeba ubrać się w kombinezon. Wszystkim kieruje komputer za pomocą przycisku, gnojówka spływa i w taki sam sposób obornik podajniki do paszy, dojenie krów wszystko automat. No to masz, luz maszyny za ciebie pracują a ty pieniądze liczysz. Ha -uśmiechnął się gospodarz wstaję rano o czwartej a kładę się spać po jedenastej w nocy. Ukończył UW z tytułem Magistra ekonomi i zarządzania, żona studiowała pedagogikę. Poznałem ją na wiejskiej zabawie i tak razem już kilkanaście lat dwójka dzieci. Z bratem mamy gospodarstwo po rodzicach, kiedy unia dała kredyty postawiliśmy na mleko i krowy, cielaki. Ukończyłem kurs w Holandii i wybudowaliśmy za kredyty nowoczesne gospodarstwo jeszcze dziesięć lat i mogę pomyśleć o wakacjach z rodzina, na razie kredyty do spłacenia. Połowę czasu zajmują papiery -wypełnianie składanie wniosków rozliczenia, makabra w czasach gdy wszystko można by załatwić przez komputer, ale nie urzędnicy nie odpuszczą nasz kraj zakochany jest w stosach papierków i czym więcej tym mniej ludzie mniej pojmują o co chodzi więc jeszcze trzeba się uczyć prawa interpretacji nowych przepisów, to chore ale co robić. Mam sześćdziesiąt hektarów ale to mało drugie tyle dzierżawię od okolicznych psełdo rolników. No to nie lepiej dokupić ziemi zapytałem? Pewnie że bym dokupił, ale unia wypłaca pieniądze do każdego hektara więc ludzie biorą pieniądze, ja im dokładam za dzierżawę i siedzą pod sklepami z tymi po PGR i wspominają lepsze czasy popijając tanim winem.

Rano żegnam się z Andrzejem życzę mu powodzenia. Tomek nie w sosie mruczy coś pod nosem, co cię ugryzło? zapytałem, ciekawe gdzie ukradli pieniądze na taki sprzęt, widziałeś te traktory te maszyny to miliony. Nie wszyscy muszą u nas kraść odpowiadam, chłopak ukończył studia zna języki i wie jak dostać kredyt i jak gospodarować, fakt milionowe kredyty ale spłaci nie musi kraść. Nie wiem czy przekonałem mojego adwersarza bo do wieczora nie odezwał się słowem.



Droga do granicy z Litwą mijają nas tir za tirem, jeden się zatrzymał i słyszę Hajer to ty? no nie to ty, z za kierownicy wyskakuje Basia uściski buziaczki.Mateusza i Basie poznałem w Londynie przy okazji wizyty u mojej córki Justysi. Mieli firmę sprzątająca biura więc szło im nie najgorzej marzenia plany, przerwał los zmarło im dziecko, ukradli im samochód ze sprzętem więc zabrali oszczędności i powrót do kraju. Basia odziedziczyła po rodzicach działkę nad jeziorem, agroturystyka to pierwszy pomysł jaki im przyszedł do głowy. Walka z urzędami papierami, pokonał ich kupili tira i śmigają na trasie Polska- Anglia-Rosja. Początkowo zatrudniali kierowcę, ale to były koszty i to nie małe więc Basia zrobiła uprawnienia i razem ciągną wózek. Przez Rosyjskie większe miasta jedzie Basia bo mniej łapówek wymuszeń, zresztą sam się przekonałem ale o tym w dalszych relacjach. Informacje z pierwszej ręki o cenach, o policji wszystko skrzętnie staram się zapamiętać.

Długie godziny przy ognisku spowodował, że ruszamy dopiero w południe. Sąsiadem nie daleko jest Prezydent Komorowski, kiedyś często odwiedzał swój domek letniskowy teraz nawał pracy więc tylko ochrona tak zw borowiki siedzą i pilnują posesji. Prezydent z Żoną fajni ludzie zawsze miłe dzień dobry, spacerują i gdyby nie ochrona to nikt by nie wiedział że takiego sąsiada mamy. Pięknie tutaj Basiu to miejsce gdzie bym się na wakacje wybrał, no tak powiedz to urzędnikom stawiają kłody pod nogi, spłacę tira i prawdopodobnie wyjedziemy z kraju, poddajemy się szkoda zdrowia i nerwów. Mateusz - przykro mi bo to piękne miejsce. Po drodze jedziemy pod dom Prezydenta ochrona nakazuje nam odjechać z drogi robię zdjęcia domu i kieruję się w stronę granicznego Przejścia z Litwą.





Na liczniku 779 km a więc witaj Litwo. CDN

[ Dodano: 21 Wrzesień 2013, 10:53 ]
Jak dodawać zdjęcia

mick - 5 Październik 2013, 16:40

Mieciu czekamy na dalszy opis :-)
hajer - 8 Październik 2013, 18:28

JADYMY
Granica z Litwą to kilka wiat, skromne budynki celników, odmiennie niż na granicy między Słowacją – Czechami gdzie na kilka dni przed otwarciem granic oddawali nowoczesne budynki z całą infrastrukturą, a dzisiaj stoją puste i straszą – Poczekajcie na szlabany i znowu będziecie czekać w kolejce z dwadzieścia cztery godziny na odprawę celną. Do dziś krążą legendy o majątkach jakie urosły na tych szlabanach, oby nigdy już nie było powtórki z rozrywki na granicach. Wymieniam osiemdziesiąt złotych na lity i mam ich w kieszeni sześćdziesiąt.


Litwa przy granicy niczym się nie różni od widoków widzianych w Suwalskim, jeziora, łąki, żółte pola z rzepakiem aż szklą się na tle niebieskiego nieba. Próbuję z Tomkiem dogadać się co do tępa i jak poukładać nasze relacje, ale zbywa mnie wiec zagaduje “wiesz umówmy się że kto pierwszy wstanie ten robi pobudkę, jeśli będzie skrzyżowanie z głównej trasy to czekamy na siebie, to nie jest potrzebne bo jedziemy razem” ok ucieszyłem się z takiej odpowiedzi.
Miejscowość Kaszedaty niczym nie różni się od małych wiosek. Tomek załatwia noclegi, ale nic z tego nie wychodzi, mam już doświadczenie najlepiej odjechać kilka kilometrów od głównej trasy i jest o wiele więcej szans na gościnę. Przekonałem mojego partnera i tak przyjął nas na swojej działce Linkin gospodarz, tak ma na imię. Kiedyś mieszkał w Wilnie, ale jak się wszystko zmieniło sprzedał mieszkanie i kupił działkę, a raczej stare gospodarstwo wyremontował. Na działce były mokradła więc jest jeziorko w których ma ryby, żaby kumkają a za razem wylęgarnia komarów o czym się przekonałem wieczorem. Jest sobota do naszego gospodarza zeszli się sąsiedzi z wizytą a i nas zaprosili. Czym chata bogata, na stole grzybki, kiełbasa, słonina – pyszna, taką jak pamiętam z wojska gdy byliśmy na poligonach taką nas karmili. Pytania -pytania ze strony gospodarzy czyli jak żyje się na Śląsku, bo oni najdalej byli w Suwałkach, Polskę znają z TV. Panie tam same złodzieje – do rozmowy wtrąca się Tomek kradną politycy nic nie robią, najczęściej powtarzane słowo to “katastrofa, złodzieje”. Rozmawia z Litwinami po Polsku, oni mało co pojmują co im Tomek mówi, proszą bym tłumaczył na Rosyjski więc tłumaczę połowę tekstu mijając złodziei, bo i tak nic to nie da a tylko nakręca się jak spirala w zegarku kto większych złodziei ma my czy Litwini przy Tomku 1-0 dla Polski. Obraził się, że zwróciłem mu uwagę że jego rosyjski jest zerowy. W końcu nie wytrzymałem i udałem się na spoczynek ostawiając partnera w doskonałych humorze.


Połowę nocy zajęło mi zwalczanie komarów – przy muzyce wydobywającej się z płuc żab więc nocka z głowy. Poranek słoneczko zagląda do namiotu – Tomek spakowany i czeka na mnie, miałeś mnie obudzić tylko mruczał pod nosem i mlaskał gdy jadłem śniadanie, sam nie potrafię jeść gdy wiszą mi nad głową i mlaszczą. Połowe porcji oddałem i w drogę.

Na horyzoncie widać zamek w Trokach. Ja od kilku godzin szukam Tomka, miał na mnie czekać na skrzyżowaniu, nie ma go więc wracam się do miejsca gdzie widziałem go ostatni raz. To kilkadziesiąt kilometrów. Przy wejściu na zamek od razu zjebka że tak długo na mnie czeka. Biegiem udał się do kasy po bilet i na mnie krzyczy bilet kupuj bo nie będę na ciebie czekał. Ja z doświadczenia wiem, że idzie wycieczka to dobrze się do nich przykleić – budżet cienki więc każda kopiejka oszczędności ważna. Dokleiłem się do Izraelczyków kilku mówiło po Polsku co mnie ucieszyło podczas rozmowy z nimi. Tomek biega z aparatem od komnaty do komnaty – pokonuje piętro za piętrem, bilet mi pokaż mówi do mnie, nie mam odpowiadam jestem na bilecie grupowym. Ta wiadomość dodała mu sił w nogach i zapie…a razy dwa z piętra na piętro. Dymi mu po wczorajszym bimberku, nic na to nie poradzę, wyparuje po tych biegach.
Pod bramą żegnam miłych żydów, wpisuję adres w notesiku Hajfa itd obiecuję, że gdy będę w Izraelu to odwiedzę. Tomek wpada zdyszany i mówi – dalej z tobą nie jadę jesteś za mądry jak dla mnie. Fajny żart pomyślałem, ale on wyciąga ubezpieczenie i daje mi mówiąc że mam sobie dalej jechać sam, widzę że koleś nie żartuje a we mnie nerwy puściły i w pierwszej sekundzie chciałem my wybić z dwie jedynki, ale szybko mi przeszło i próbuję jeszcze się dowiedzieć co go ugryzło, ale nic z tego mruczy coś pod nosem. Powinienem ci pie….nąć – sześć miesięcy przygotowań a ty mówisz mi że jestem za mądry. Różnie w życiu mi mówili, a to głupi, nierozgarnięty, szpotlok itd ale że za mądry?? Wybaczam ci i proszę o wybaczenie dodaję na odchodne.
Szlak mnie trafia więc kupuję w kiosku paczkę papierosów i palę jeden za drugim aż mnie na wymioty bierze. Co robić samemu przez Rosję na rowerku, rozbiorą mnie na części pierwsze. Trudno zdaję się na los, reszka jadę przez Rosję, orzeł wracam do domu przepakuję się i jadę w kierunku Afryki. Reszka więc niech się dzieje wola nieba -kupuję mapę krajów Nad Bałtyckich, Rosja. Początkowy plan wymyślony przez Tomka nie miał sensu zakładał że jedziemy z Leningradu do Murmańska i tą samą drogą z powrotem nie było w tym logiki. Ruszam w kierunku Helsinek z wisielczym humorem.


Wilno przywitało mnie strugami deszczu ulewa za ulewą więc tylko zdjęcie pamiątkowe przy ostrej bramie. Turystów wygoniło bo puściutko nawet przy Najjaśniejszej Panience, a ja za miasto w krzaki nad rzeka z nadzieją że kolejny dzień pozwoli mi zobaczyć miasto, niestety kolejnego dnia jeszcze większy deszcz zwijam obóz i kierunek Ryga. Kilka kilometrów przed Rygą zatrzymuje się samochód i wysiada facet w koloratce, nie poznałem że to ksiądz więc wołam ‘chłopie, jak jedziesz ślimoku”. Ksiądz Krzysztof jestem – dopiero teraz zauważyłem dobrodzieja. Jak zwykle bywa wymiana uprzejmości od razu zapytałem czy nie wie gdzie w Rydze można przenocować, uf tego nie wiem ale przyjedz wieczorem do Polskiego kościoła to coś wymyślimy.

Ryga z piękną starówka, mnóstwo turytów mykających przed deszczem, ja schroniłem się w muzeum ofiar wojny. Większość odwiedzających to starsi goście mówiący po niemiecku. Zdjęcia z mordów łotyskich żydów, nie robią na nich wrażenia, to japońscy turyści zatrzymują się pod każdym i komentują, z niemieckiej strony często było słychać “szajse”.

Stoję w strugach deszczu pod kościołem, nie widzę nigdzie księdza Krzysztofa, okazało się że spowiada. Ja szukałem wjazdu na plebanie, ale kilkakrotnie przechodziłem sądząc, że to budynek mieszkalny i nie myliłem się. Ksiądz sam wynajmuje jeden pokój a ja ląduję w świetlicy parafialnej. Mam dach nad głową sucho ciepło więc ładowanie baterii suszenie kąpiel, wieczorem kolacja. Krzysztof nie tak dawno był w Kazachstanie tam pracował kilka lat, teraz organizuje Polonie w Rydze i wydaje gazetę. Nie układa mu się z “farorzem” czyli proboszczem, ten starej daty więc klepie modlitwy a nasz wychodzi poza ramy parafii i przyciąga młodych. Trochę iskrzy między dobrodziejami. Wieczorem modlitwa i kolacja wyśmienita ryba i opowieści bez końca. Żal mi się zrobiło księdza trochę samotny ale sam sobie wybrał los.


Poznaje Mikołaja pracuje w ubezpieczeniach latem rozbija namiot na wyspie i tam spędza cale lato z tego co mówi to najchętniej pojechał by zemną, ale rodzina praca więc wyspa i namiot daje mu poczucie wolności. Ma jeszcze do towarzystwa trzy gęsi, może kiedyś połączymy siły słyszę na pożegnanie.

Wiatr czołowy wiec na liczniku dziesięć na godzinę i nic nie da się więcej wyciągnąć, masakra. Kilometrów nie ubywa, rozmyślam o du..ie Maryni, gdy zajechał mi drogę rower. O mało skończyło by się kraksą. Papierosem poczęstuj słyszę głos, facet wyglądał jak by z tydzień bimber pił, a i tak pachniał mimo wiatru zapach ostro – męski się roznosił. Nie pale i fajek nie mam – to jedziesz ze mną, jest mi nie po drodze, nawet nie wiem kiedy przystawił mi nóż do gardła, jedziesz i tyle. Co mam robić zwiać nie zdołam więc jadę jak ciele i tylko słyszę skręcaj w prawo, jakieś trzy kilometry wioska strasząca budynkami po kołchozie. Kilka budynków jedno piętrowych wyglądających jak z horroru, tylko za firanek widać jak ktoś nieśmiało zagląda. Zostaw rower i dawaj do góry – zabiorę tylko dokumenty odpowiadam, nic ci już nie jest potrzebna wszystko już jest nasze, no ruszaj się do góry. Klatka schodowa – no takiej jeszcze nie widziałem obdarta opluta, pety po papierosach wklejone w resztki lamperii. Na pierwszym pietrze niby klamka jest, ale połowa wejścia to dziura w dykcie. W kuchni która była na wprost wejścia na stole kawał słoniny zielonej z pleśnią, chleb i tym samym kolorze. Takiego syfu to dawno nie widziałem, obok z pokoju dochodzi chrapanie, no rebiata wstawać gościa z Polski mamy. Ja cały czas próbuję walczyć by przynieść dokumenty i aparat, ale tłumaczenie nic nie daje. To już nie twój problem sprzęt jest nasz – co nam zrobisz, bo jeszcze nie wiem co z tobą zrobimy. Teraz zaczynam się bać więc pytam kim jesteś, on na to “bandytą” - jak to bandytą? zapytałem, no tak normalnie wszyscy którzy służyli w Rosyjskiej armii w Afganistanie to bandyci. Podciąga koszulę i pokazuje mi tatuaż, takie noszą tylko co służyli w Afganistanie słyszę, ranny byłem kolega wpadł na minę i rozerwało go na strzępy a ja odłamkami dostałem zobacz – faktycznie dziury, że można całe palce w ciało wkładać. To jak nie masz renty? Co ty nas uważają tu za coś gorszego – w urzędach mówią o nas, że my najemnicy i nic nam się nie należy, najczęściej każą nam pisać do Rosji o renty, napisałem z dwa razy ale tamci też nas się wyparli. Ja w Afganistanie byłem ale z plecakiem i opowiadam moja historię z Talibami jak im chatę spaliłem. Na stole ląduje słoik z bimbrem i za stołem zasiadają zaspani rycerze z sąsiedniego pokoju. Przykro mi ja nie piję biorę tabletki, nie zmuszam słyszę, ale poczęstuj się i kroi kawał zielonej słoniny. Ty Afganiec i krzywdy ci nie zrobimy, przynieś aparat i fotki postawimy.


Schodząc po schodach dusza na ramieniu okazało się że nikt nic nie ruszył, choć dzieciaków dokoła kręciło się nie mało. Co ty głupi puścisz go wolno zobacz ile dostaniemy za aparat – to mój gość i nie próbuj mu nic zrobić bo zabije jak psa. Robię im sesję zdjęciową co ich ucieszyło każde zdjęcie jest oglądane komentowane. W końcu słyszę a co lubisz fotografować? – ludzi odpowiadam, ale jak się trafi muzeum ciekawy budynek to czemu nie. No dawaj jedziemy do muzeum, po kilku minutach zajechał traktor i tak wycieczka do muzeum, mnie nie w smak ta wyprawa myślę jak czmychnąć, ale jak rower został pod opieką jednego z moich miłych gospodarzy. Muzeum to dom piętrowy zbudowany na czterech kamieniach okrągły, zamknięte więc jeden z opiekunów skoczył po panią dyrektor. Młoda dziewczyna – kustosz -dyrektor w jednej osobie mówi mi po cichu co tu robisz uciekaj to niebezpieczni ludzie, uciec łatwo powiedzieć. Oglądam muzeum stare wózki zdjęcia krzyże wszystko z okolic. Nic mi nie wychodzi nawet zdjęcia nijakie. Ty Afganiec mówią do mnie dawaj koniec oglądania. W pokoju moich gospodarzy stało kilka szaf z jednej z nich zaczęli wyciągać konserwy. Otwierają ciemadany i ładują tuszonki do oporu ponad osiemdziesiąt do moich sakw. Uchadij słyszę na pożegnanie, boję się wsiąść na rower bo wszystko ma się rozlecieć pod ciężarem konserw.Chciałem kilka wyrzucić ale pomyślałem – pojadą za mną i kłopoty z tego mogą być nie małe. Pcham rower z pięć kilometrów do pierwszej miejscowości. Babuszka wam tuszonkę nada mówię pierwszej napotkanej babci, no pewnie więc daję jej trzy i mówię że jeśli ktoś jeszcze chce to niech podejdzie W minutę byłem bez konserw jedną zostawiłem by zobaczyć jaki smak, a zresztą kradzione nie tuczy. Tyle błogosławieństw ile dostałem na drogę starczy na pewno do granicy z Rosja. Babuszki przyniosły pyszne pierożki, trochę ponarzekały, a ja szczęśliwy ciężar spadł nie tylko z roweru ale i na duszy zrobiło się lżej…

CDN

[ Dodano: 9 Październik 2013, 08:41 ]
w dniu 11-10-2013 odbędzie się pokaz i prelekcja w Imieleń Biblioteka Miejska godz 18 ,,DOOKOŁA INDII Z HAJEREM ,,- Zapraszam w imieniu organizatorów wstęp bezpłatny HAJER

[ Dodano: 5 Listopad 2013, 20:31 ]
JADYMY Konserwy rozdane z lekka lżej na duszy i rower nie trzeszczy, a konserwa którą otwarłem bez smaku nic nie warta. Strugi deszczu gdy mijam granicę i wjeżdżam do Estonii. Pada drugi dzień z rzędu. Zaczynam capić bo nie ma gdzie namiotu wysuszyć, przerwy między ulewami to dosłownie kilkanaście minut. Parking pełen tirów i między nimi namiot rozstawiony, na namiocie czeska flaga. Peter jestem przedstawia się, gotuję makaron przyłącz się? Ja makaronu i kaszy nie jem mam wstręt po wojsku gdzie serwowano nam na okrągło, plus słone śledzie już minęło tyle lat a ja ciągle te wojskowe delicje pamiętam. Dosłownie jedna łyżka by nie obrazić pepika. Pokazuje mi zdjęcia swojej rodziny, trójka dzieciaków i żona zostali w domu a ja tak co roku na dwa miesiące rowerem wybieram się w różne rejony Europy, teraz jedzie do Św Mikołaja by dzieciakom kartkę wysłać na święta. Jadę w tym samym kierunku więc połączmy siły proponuje, lepiej dla ciebie i dla mnie jak każdy z nas pojedzie osobno usłyszałem. Trudno łapka na pożegnanie i wtedy zauważyłem że Peterek ma w głowie dziurę, że można połowę pięści schować i prawa ręka sparaliżowana, rower specjalnie przygotowany pod niego.


Pada, pada a ja ciągnę przez zielone pola. Zabudowań mało, bo śmigam ścieżkami rowerowymi, które ciągną się bez końca. Super oznakowane, ale widać rowerzystów deszcz wystraszył. Gigantyczne obory więc pytam właściciela stada krów a ma ich tysiąc, czy mogę rozbić namiot nie ma problemu. W polu stoi sauna tam się możesz rozbić. Podchodzę pod budynek sauny a tu naga dama wychyla się i pyta słucham. Co prawda naga kobieta robi wrażenie na tle zielonej trawy, tyłek blady, piersi jeszcze krągłe duże, panna jak się okazało ma po czterdziestce. Mówię że twój ojciec pozwolił mi się rozbić pod sauną, dawaj ściągaj gacie i wskakuj jest napalone i odpowiednia temperatura. No to na waleta siadam na nagrzanych deskach i pocimy się we dwoje. W pierwszym minucie trochę nieswojo bo niezła laska z figury z twarzą ciut gorzej. Przez środek łąki płynie strumień więc kilkakrotnie wskakujemy do lodowatej wody aż orzeszki się kurczą. Ten błogi stan przerwał gospodarz bo i on nabrał ochoty, zrobiło się ciasno i sztywno. Dama ubrała się i tyle ją widziałem. Starszy opowiada, że przed wojna jego rodzice należeli do bogatych gospodarzy, komuniści zabrali im wszystko a teraz pomału odzyskują swoją ziemię. W dzieciństwie miałem gosposię Polkę, pięknie śpiewała, ale przyszła wojna i zabrali ja i ślad zaginął, reszta rozmowy to krowy i gospodarstwo, kredyty i kłopoty.


Ruszam nad ranem nikogo w zabudowaniach nie spotkałem. Kilka kilometrów w deszczu a widzę że ktoś za mną na rowerku się kula, czekam i okazuje się że Peterek. No to decydujemy się jechać razem. Ucieszyłem się bo w deszczu w dwóch lepiej się jedzie. Koło Talina wskakujemy pod dach supermarketu bo urwanie chmury, nie da się jechać. Rozbijamy namioty pod dachem, przyszedł kierownik marketu bo nie w smak mu że robimy zadymę. Ludzie z ciekawości spoglądają jak rozbijamy namioty bierzemy kąpiel pod rynna i idziemy spać. Rano ochrona zaglądała do środka mojego namiotu pokazując że spokojnie możemy spać dalej.


Talin przywitał nas słoneczkiem. Pod informacją turystyczną zostawiamy rowery, jest specjalny ochroniarz do pilnowania rowerów więc myk na miasto. Piękna starówka, aż miło patrzeć widać, że wojenne zawieruchy ominęły te miasto. Kilka dobrych godzin na zwiedzanie i do portu po bilety. Kupuję za dwadzieścia pięć euro za rower wołają drugie tyle ale pal licho, pcham rower na prom i nikt o bilet na rower nie pyta więc kasa w kieszeni zostaje. Prom ogromny więc śmigamy windami na jedenaste piętro, widoki zapierają dech przy brzegach Finlandii wysepki jak pączki, jedne zielone inne to tylko skały. Nikt się nie pyta o paszport, nie widać nikogo z ochrony granic. Helsinki to piękne miasto kanały wyspy kolorowo czyściutko śpimy w krzakach w samym centrum nikt do nas się nie czepia więc spokojna noc. W punkcie informacji dostajemy mapy i wszelkie informacje. Jazda na północ, wyjazd z miasta nastarcza nam kłopotów, ale pomaga nam miejscowy odprowadzając na rogatki miasta.


Keri — po kilku dniach poznajemy pod sklepem starszego pana. To on zapytał czy byliśmy już w Fińskiej saunie takiej drewnianej, Peter jeszcze nie był więc namalował nam mapę i tak nad bajkowym jeziorem wskakujemy do napalonej sauny. Fin prócz sauny miał spory zapas wódki – zresztą nie tylko on, ale kilkakrotnie spotykaliśmy ludzi z butelkami w ręku. Jak się dowiedziałem piją bo nudno piją bo daleko, piją bo piją. Po kąpieli wycieczka na ryby i po okolicznych jeziora. Przyleciał przyjaciel Kerego samolotem, mieszka kilkaset kilometrów dalej więc mamy kolejną atrakcję wieczorny lot samolotem. Rozmowy do białego rana, a zapasy naszego gospodarza radykalnie spadły.

Kolejnego dnia mamy jechać na pobliskie kanały. Keri szuka klucza od samochodu w końcu gdy znalazl Peter mówi pokaże ci jak mój tata chowa klucze bo widzę że masz kłopoty jak mój ojciec. Klucze wsadził pod czapkę i zapomniał bo nie ma tam czucia. Po kilku godzinach mamy wyjechać, a tu kluczy nie mam. Przekopali cale gospodarstwo i nic. Trudno wycieczki nie będzie bo zapasowe klucze w Helsinkach.
Śmigamy mijając jezioro za jeziorem i tak z czterdzieści kilometrów, gdy Peter podrapał się po głowie i wyciąga klucze. Czeski film, komedia na trasie, trudno zawracamy oddać klucze. Keriemu zapasy alkoholu tego wieczora spadły do zera.

Wizyta u Św Mikołaja – byliśmy pierwsi pod biurem św. więc korytarzami w bajkowej scenerii z jednej strony lodowce, a to skrzaty i muzyka przenosi nas w świat dziecinnych marzeń. Proszę chwilę zaczekać słyszę słowa miłej pani kolejka do Mikołaja, zdjęcie z Św to pięćdziesiąt euro słyszę ………… co? chyba Cię boli zapytałem po Polsku pięćdziesiąt euro to kupa kasy, na co Pani w moim ojczystym języku niestety taka cena a ja tu tylko pracuję. Szukamy świętego w wersji dla ubogich i takowego znalazłem za darmo do plastikowego mikołaja się przytulam, robimy zdjęcia z dużego worka wybieramy po jednym prezencie, mnie dostała się skarpetka Peter wyłowił czapkę. Pusto smutno kilka osób z Włoch klną na cenę zdjęcia więc podpowiadam im że jest św w wersji dla ubogich za co serdecznie mi podziękowali.


Jeszcze drogowskaz ile do Tokio ile do Paryża, do Warszawy nie ma. Czym dalej na północ tym mniej ludzi, jedna z dróg szeroka na kilkadziesiąt metrów i tak przez kilka kilometrów miejscowy mówi że to zapasowe lotnisko w razie konfliktu z sowietami. Nockę spędzamy w namiocie ustawiony przy drodze, w środku garnki zapałki i herbata, ciastka w metalowym pudełku. Robimy sobie gorącą kąpiel, a w nocy spadł śnieg. Peterek rano mówi do mnie wiesz ja dalej nie jadę, nie mam ciepłych ubrań jak ty więc nie będę ryzykował. Pożegnałem go jak brata, to dobra dusza z takim podróżować na kraj świata pomyślałem. Deszcz ze śniegiem na przemian, wyciągam ubranie przeciw deszczowe i mknę przez śniegi deszcze, po dwóch godzinach zajechał mi drogę samochód, wychodzi facet i pyta co zgubiłeś? pobieżnie spoglądam na bagaż nic odpowiadam, a on wyciąga mój puchowy śpiwór, aż zamarłem bez tego śpiwora na północy nie mam szans. Gdy wyciągałem deszczowe ubrania to śpiwór wypadł a on widział to z okna swojego domu. Kolejny napotkany fin to tuż przy granicy z Norwegią, zapytałem o możliwość rozbicia namiotu, ale fin tylko pokazał na domek z drewna, mówiąc do mnie wpadnij na herbatę pogadamy. Ciastka i herbata, a mój gospodarz układa pasjanse i tak z trzy godziny gdy słyszę, no pogadaliśmy więc idziemy spać, ja słowa nie powiedziałem, on tylko raz bąka puścił i tyle się nagadaliśmy. Wieczorem do drewnianego domku na bal zaprosiło się miliony komarów tną bez litości, nie pomagają żadne spraje, maści tną do białej kości. Biegiem rozbijam namiot ten ma moskitierę, więc po wybiciu kilku intruzów można zasnąć. Stada reniferów towarzyszą mi na drodze czasami wyskoczył taki przed rower i mknie. Od czasu do czasu ogląda się czy się z nim ścigam, czasem nad ranem słyszę sapanie pod namiotem, a to renifery buszują.

CDN

[ Dodano: 30 Listopad 2013, 09:14 ]
JADYMY

. Raz deszcz, a to słoneczko, jeziora, rozlewiska zapach wiosny to wszystko oszałamia – “wiosna”. Parking przy rwącej rzece, autobus pełen Niemców na wakacjach zajadają zupy z tytki czyli tytyn zupa i to jeszcze nie winiary a chińskie delicje zalewane wodą. Podśmiewam się po polsku mówiąc że helmuty idą na dziady, a tu jeden chłopie wiesz jak w Norwegii drogo więc do granicy nie daleko i pakujemy zapasy. Kilku mówi po Polsku więc zapraszają, pakuję dwie zupy i podwójną kawę.


Miasteczko z napisem Murmańsk trzysta pięćdziesiąt kilometrów – Nord Kaap czterysta osiemdziesiąt, sekundy i jestem na drodze nr dziewięćdziesiąt dwa. Wyglądem przypomina Amerykańską sześćdziesiąt sześć po horyzont prosta droga więc z góry na górę aż w kolanach trzeszczy. Kamper na Polskich blachach, poznaję dziennikarkę i jej męża, wakacje na czterech kółkach – to oni przypomnieli mi że Norwegia jest nieprzyzwoicie droga. Oni tylko na Nord i wracają przez Szwecję do domu. Dostaję od nich dwa bochenki chleba, konserwy, trochę słodyczy ten zapas pozwolił mi omijać sklepy w Norwegii. Skręcam na drogę numer 92 równa jak strzała – tylko sygnał z głośnika zaskoczył mnie przy drodze takie piiiiiiiiiiiiiiiiiiiii i gdy opuszczałem drogę ten sam sygnał. Mozolnie kręcę pod górę z nosa pot kapie, rower spisuje się doskonale każdy podjazd a często dwanaście stopni pokonuje bez oporu z góry zaś pilnuję by nie przekroczyć pięćdziesiątki. Napotkani Holendrzy, u których zatrzymałem się na nocleg w samochodzie z dwoma sypialniami, psem, dwoma kotami w tym jeden czarny jak smoła, wytłumaczyli mi, że sygnały słyszane na drodze to licznik ile samochodów wjechało lub pojazdów tyle powinno wyjechać, przyczyna tego są dzikie zwierzęta w tym misie. Ja misia nie widziałem, moi gospodarze pokazali mi kupę po misiu choć tyle zobaczyłem. Jedynie stada reniferów coraz liczniejsze, mknę pod sześćdziesiątkę przez zieloną dolinę aż do granicy z Norwegią.


Zaskoczenie, bo na granicy cały sztab rozrywkowych mundurowych rozbierający samochód i łódź motorowa na części pierwsze, całe stosy papierosów, kartony piwa i alkoholu. Miła pani celnik od razu przystąpiła do działania, trafiła na pierwszy rzut na sakwę z bielizną niepraną od początku wyprawy, zimno nie ma gdzie suszyć, pani z lekka się skrzywiła kazała zamknąć i tylko pytania, wódka -nie, papierosy-nie, czekałem tylko jak usłyszę to h… nie facet, tak usłyszałem od celniczki na Ukrainie. Pani celnik pokazuje mi rozbierany samochód i mówi to twoi, już dalej nie pojadą, dopiero zauważyłem że to polskie rejestracje, o nic nie pytam bo wszystko widać na twarzy rodaków. Kolorowe domy na horyzoncie, ale i płaty śniegu na szczytach niczego dobrego nie zapowiadają. Nocki w namiocie coraz chłodniejsze, ale mam tajną broń czyli kurtka i śpiwór firmy Małachowski więc zimno mi nie grozi. Mijam kilka miejsc gdzie suszą dorsze na powietrzu, dostaje dwie sztuki takie z pół metra więc czasami napycham usta suszoną rybą, co prawda zęby trzeba mieć zdrowe, ale da się zjeść. Kilka razy gotowałem z tego zupę rybną, no jadalna żyję, nie taki diabełek straszny.


Samochód zajechał mi drogę, mam już puścić wiązankę, ale widzę uśmiechniętą twarz dziennikarki. Hajerku specjalnie dla ciebie nadkładamy drogi by powiedzieć ci, że jeśli nie dojedziesz do jutra na Nord to zapomnij, nic nie zobaczysz bo idzie zmiana frontu i widoczność spada do zera. No to ruszam bo mam cel zobaczyć to cudo fotografowane opisywane w każdej szerokości naszego globu, buziaki dla znajomej i naciskam na pedały razy dwa. Robię wszystko by pot mi nie zalewał oczka. Widoki fantastyczne, lazurowe wody i tylko wiatr przesuwający chmury dodaje odcieni szarych.

Tunel prawie siedem kilometrów schodzący na głębokość dwieście dwadzieścia dwa metry pod poziom morza. W środku ślisko i zimno delikatnie naciskam na hamulce by nie narobić sobie nieszczęścia. Na dnie tunelu zimno, lodówka to mało, raczej zamrażarka. Ubieram ciepłą kurtkę, jedynie nie mam nic na nogi bo buty z zatrzaskiem na pedały i nadają się do jazdy w letnie dni, a nie na mrozy. Drugą część tunelu to pchanie roweru pod górę. Utrudnienie to to, że trzy czterocentymetrowy szlam przykleja się do butów i opon więc łezki w oczku. Znalazłem rękawice więc ulga w palce, te sześć kilometrów pokonałem w prawie trzy godziny. Wydostałem się z tunelu jak aligator położyłem swoje umartwione zmarznięte ciało na słońcu. Obok budka w zielonym kolorze, podjechała dziewczyna na rowerku, podniosła słuchawkę i za kilka minut podjechała maszyna przystosowana do transportu rowerka, o mało mnie nie rozerwało ze złości, po drugiej stronie była taka sama, a transport za darmo wykorzystałem w drodze powrotnej.


Kulam się już sto siedemdziesiąt kilometrów i nagle pokazują się na horyzoncie mgła. Szok i niedowierzanie, taki wysiłek i mgła ma wszystko zniweczyć, w pierwszej chwili chciałem zrezygnować widząc ostre podjazdy bo pomyślałem że i tak nic nie zobaczę. Decyzja i naciskam na pedały. Postanowiłem, że na pierwszą górę wkulam rower jeśli mgła będzie to wracam. Ostry podjazd że kapie z nosa i po plecach, ale jest nagroda mgła ustępuje. Pola lodowe na których biegają renifery często przebiegają przez drogę, dawaj Hajer dawaj wydaje że się mówią. Bramki z opłatami – rower gratis – uf ulga bo kilkanaście euro w kieszeni zostaje. Docieram do bramek odgradzających dostęp do przepaści niebo po horyzont w kolorze złota dosłownie żółto. Pierwszy moment to rozmyślam po co tu wszyscy lgną nic tu nie ma prócz nagiej skały, globusa pod którym wszyscy stukają zdjęcia.
Słyszę brawa jakie dostaję gdy odpowiadam na pytanie skąd przyjechałem. Dopiero zauważyłem słońce, które stoi na horyzoncie i kilka godzin w bezruchu zawisło, łał ale widowisko, magia czary wszystko razem pomieszane w szalonym tańcu chmur które biegną na spotkanie z słońcem. Jak para kochanków tęskniąca za sobą po długim rozstaniu. Szok kilka godzin gapienia się na słońce, gdyby nie przenikające zimno siedział bym jak pacjent w szpitalu psychiatrycznym zaglądający w jeden punkt.

Restauracja, w niej niebotyczne ceny więc tylko przytuliłem się do Trola z plastiku i ruszam w dalszą drogę mając w pamięci słowa, że będzie mgła i zasłoni cały spektakl. Ostatnie promyki słońca jakie przebijają się więc robię sobie a raczej cieniowi który wędruje zemną, szok nad moim cieniem nad głową ukazuje się aureola w kolorze tęczy, uf Hajer świętym został tak jak gdyby niebo cieszyło z mojego wysiłku. Nagle oplotła mnie mgła i lodowaty deszcz który zamienił drogę w lodowisko, koniec jazdy nie da się rower wpada w poślizg i dalsza jazda jest niemożliwa. Rozbijam namiot w pierwszej miejscowości na boisku piłkarskim. Zasypiam w mgnieniu oka tego dnia 220 km po górach zrobiły swoje. Kiedy koło południa odsłaniam namiot nie mogę wyjść deszcz zamarzający utworzył na namiocie szklaną kulę grubości z dwa centymetry, niesamowite zjawisko lekkie kopnięcie i cała konstrukcja się rozpada, witaj kolejny dniu…




CDN ……….

sekretarz - 1 Grudzień 2013, 11:38
Temat postu: Nuu ! maładiec !
Mieciu ! - to je velmi pikne - pisz pisz ,bo teraz na tym forum jesteś jedyną atrakcją ,a twój sposób opisu jest obrazowy i trafia do wyobraźni ,tylko bądź ostrożny ,żeby cię misie nie zjadły ,bo byłoby szkoda :mrgreen:
hajer - 2 Styczeń 2014, 20:33
Temat postu: Jadymy
http://www.youtube.com/wa...eature=youtu.be

[ Dodano: 3 Styczeń 2014, 08:38 ]
JADYMY Spoglądam na hutę i od razu wróciły wspomnienia z dzieciństwa, tato często zapominał śniadania więc biegiem przez płot w kierunku rozpalonych pieców. Tato cały umorusany w srebrnej kurtce spuszczający surówkę z pieca, wyglądał jak by tańczył między iskrami spadającymi na ziemię, odbijały się by za chwilkę wybuchnąć z zdwojoną siłą, sztuczne ognie codziennie. Ołowiane żołnierzyki wytapiali w wolnych chwilach, więc miałem w domu armie. Z bratem prowadziliśmy bitwy i nie ważne, że w bitwie brały udział rycerze z średniowiecza na koniu obok Indianina, obok dzielna postać żołnierza armii Andersa. Bitwy były krwawe bo często lądowały pięści na naszych nosach, rozjemcą była nasza siostra widząc nasze zmagania zanosiła się płaczem, a bywało tak że mokra szmatka mamy zmywającej naczynia studziła wojenne zapały.

Huty dawno nie ma a zapach surówki zostanie do końca życia. Oglądam się za siebie w dole żółty dym i kosmiczny widok, wypalony trawnik i szaro po Horyzont, pracujący przy malowaniu barierek ostrzegają mnie przed piciem wody z strumieni i jeziorek, panie wszystko zatrute tylko rtęć i cała tablica Mendelejewa w wodzie. Wracam do miasta po wodę bo do Murmańska miała być woda skażona.


Mijam po drodze kilka kopalń niklu, pod taka jedną podjechałem, cisza i tylko wiatr hula między budynkami, co mieli wydrzeć ziemi to wydarli reszta zostawiona samopas. Zaglądam w zakamarki kopalni i tylko dziura w ziemi z wszystkimi windami linami, nie ryzykuję bo gdyby coś spadło, urwało nikt by mnie tu nie znalazł.

Kolejny moloch to Zapolrny nowoczesne blokowiska jak wiele takich u nas, działa kino teatr, izba wytrzeźwień wyrabia normę zysku trzysta procent, śmieje się jeden z napotkanych górników Nowoczesne budynki kopalń, które maja po kilka kilometrów w głąb ziemi, oraz wszędobylskie nowe modele mercedesów i audi mówią o zamożności mieszkańców. Ludzie małomówni jak Finowie trudno z nich coś wyciągnąć, jedynie czego dowiedziałem to to że zarabiają kilka tysięcy euro miesięcznie i że maja najgłębszy odwiert na ziemi, kilkanaście kilometrów w głąb ziemi a jeszcze maja wiercić dalej, tylko żeby mi świder okna nie wybił żartuje.

Robię zakupu na drogę i słyszę, że do Murmańska nikogo nie spotkam.

Za matuszku Rasiju, słyszę chóralny głos. Obok śmiga czołg, a to wóz bojowy przecina drogę, miało nikogo nie być a tu nazwy M-13, M-7 i tym podobne. Szok, tysiące wozów bojowych, czołgów innych pojazdów ciągnące się kilometrami jednostki wojskowe. Nie mam odwagi robić zdjęć wiem jedno z nimi nie ma żartów jeszcze za szpiega wezmą, kiwam wojsku wesoło, czasami zatrzymują i częstują papierosami, klepią po ramieniu.

Docieram do Sputnika – taki napis jedynej miejscowości na tej trasie która ma nazwę. Mam pietra rozbić namiot w krzakach by nie skończyć pod gąsienicami czołgu, albo innego ustrojstwa ważącego kilkanaście ton.

Osiedle otoczone dwu metrowym murem uwieńczony drutem kolczastym, pukam do bramy pytając czy mogę rozbić namiot, dyżurny żołnierz dzwoni i po chwili stoi oficer i zaprasza do środka. Nocleg mam w świetlicy a i kolacja z oficerami.

Próbuję dowiedzieć się jakie mają zadanie, dostaję odpowiedz że ochraniają granicę z Finlandią i Norwegią. Toasty rozluzniły atmosferę więc pytam o tą potężną armię. Ojczyzny bronić nada, ale wy wierzycie że Finowie na was napadną, oni bogaci domy po dwa samochody i co mieli by po wasze zatrute wody i rozkopane kopalnie ręce wyciągnąć.

No ale my nic innego oprócz wojaczki nie potrafimy, proponuje rozebrać płoty, mury wybudować drogi hotele i turystów zaprosić, a po co by tu turysta chciał przyjechać, no tak dobre pytanie.


Ogromny cmentarz upamiętniający poległych w walce o Murmańsk. Dziesiątki, tysiące grobów i czasami napotykam nazwisko młodego żołnierza, który oddał życie za ojczyznę, ale większość leży anonimowo. Napotykam jeszcze kilka mniejszych miejsc pamięci przy drodze. Zakaz fotografowanie, zakaz skrętu w prawo w lewo, a to wojskowe a to nie wolno Murmańsk wita mnie chłodem, jest prawie noc szukam miejsca na noclegu.

Most i betonowe klocki czyli budynki podobne już widziałem w Zapolarnym, szaro ponuro deszczyk pokropuje. Widzę, że nad fiordem pali się ognisko wiec pomyślałem, może Cyganie albo Rosjanie ognisko palą kiełbaski się smażą. Kulam się pod górę między blokami co rusz ktoś na mnie spogląda wszyscy wyglądają jak zjawy boję się, naczytałem się o Rosji że strach się bać a tu zakapior za zakapiorem. Nocą wszystkie koty jednakie. Rozczarowanie, to nie ognisko a wieczny ogień za tych co zginęli w obronie ojczyzny. Spoglądam w górę a tam ogromny pomnik Rosyjskiego żołnierza z pepeszą, no to ochronę już mam, ale czy wypada w takim miejscu stawiać namiot.

Posadzka cała w marmurach na środku płyta z żelaza z której bucha wieczny ogień, tylko jedna pani bacznie mi się przygląda więc co mi tam rozkładam namiot, ciężko mi idzie bo wiatr zrywa co rusz powlokę namiotu, kiedy już ustawiłem i sakwy zdjąłem z roweru by obciążyć namiot zauważyłem że zebrała się już spora grupa ludzi a co rusz nowy samochód podjechał. Jeden z gapiów nie wytrzymał podszedł do mnie i mówi; czy wiesz kto to jest? nie zgodnie z prawdą odpowiadam, ot Aliosza nasz bohater, pokiwałem głową ze zrozumieniem. Co tu robisz, nie wiedziałem co powiedzieć więc pokazuję palcem na ponurą twarz Alioszy -jego przyjechałem ochraniać, mój rozmówca parsknął ze złości i mówi; kto by chciał Alioszę podpiz…. to ja mu w mordę i w zęby, w zęby i w mordę, napina się dodaje kto by go chciał ukraść – to kilkaset ton betonu i stali. Przyjechała Policja, telewizja i pomyślałem no Hajer to się źle skończy.



CDN

[ Dodano: 13 Styczeń 2014, 19:51 ]
JADYMY Kuzma jestem – wiem że nie przyjechałeś do Murmańska naszego Alioszę pilnować, mogę ci jakoś pomóc? -no tak szukam noclegu i stąd moja wizyta pod pomnikiem. Podszedł do policjanta zagadał, wrócił z paszportem i mówi jedz za policją oni do centrum cię poprowadzą dalej już ja cię przejmę. Deszcz natychmiast zamienia się w lód więc jazda to raczej ześlizg w kierunku centrum.

Blokowisko jak na moim osiedlu. Kuzma wykupił trzy mieszkania – dwa zamienił na gabinety a jedno na prywatne mieszkanie. Wszystko lśni w czystości, zatrudniamy sprzątaczkę i gospodynie ale dziś piątek więc do poniedziałku masz gabinet mojej żony. Na ścianach dyplomy ukończenia uczelni, jednej drugiej i kolejnej – dyplomy z Chin. Wąska kozetka, na której próbowałem zasnąć, ale spadam co chwilę, na szczęście na środku był fotel ginekologiczny. Rewelacja wygodny szeroki tylko nogi mi zwisały i od razu dopadły mnie kurcze. Położyłem nogi na podpórkach i od razu zasnąłem. A co tu się dzieje słyszę głos kobiety- a badanie były aaaa????? roześmiała sie w głos żona Kuzmy Lena. O przygodach w Murmańsku przeczytacie w mojej najnowszej książce “Z HAJEREM DO SOCZI”.

Wracaj Wieczysław do Finlandii i tamtędy jedz do San Petersburga, słyszę z ust wielu przyjaciół jakich poznałem w Murmański. Uparłem się jednak więc kupili mi święty obrazek i złoty krzyżyk i Pop mnie pobłogosławił na drogę.

Miałem jeszcze wizytę u leśniczego który pouczył mnie jak zachować się podczas spotkanie z niedźwiedziem.


Nie patrz mu w oczy, nie uciekaj po woli bierz łyżkę i stukaj po rowerku -misie nie lubią metalicznego stukotu. Zaopatrzony w święte obrazy – pokropiony święconą wodą ruszam. Na drogowskazie San Petersburg 1455 km, no z dziesięć dni zejdzie jak nic. Z Murmańska droga jak stół większość proste odcinki, częściowo droga w remoncie więc trzeba pchać po kilka kilometrów. Misie w głowie więc za każdym razem rozglądam czy mnie jakiś za mną nie biegnie. Pierwszej doby robię ze strachu trzysta dwadzieścia kilometrów, robiąc dwie przerwy na jedzenie i spanie po dziesięć minut, ale w końcu zmęczenie wygrało.

Rozbijam namiot obszedłem dokoła, obsikuje dokoła wszystkie krzaczki zgodnie z podpowiedzią myśliwego znaczę moczem moje terytorium, śmieszne ale o niczym innym nie myślę tylko żeby w cieple zasnąć. Kolacja i rozłożyłem menażkę i do rana stukam łyżeczką i tak stukałem osiem dni zanim nie dotarłem nad jezioro Onega.

Pierwsza guma na pustkowiu, ściąganie sakwy, a za razem zerkanie za siebie czy misiu nie nadchodzi, ale tylko czasem lis przebiegł drogę a to klępa z zaciekawieniem przystanęła. Ale strach to strach. Kolejnej nocy temperatura spada po niżej zera więc co robić, pomyślałem że na chwilkę załączę gaz żeby się ciepło w namiocie zrobiło.

Nie wiem kiedy ale jak otworzyłem oczy to w środku namiotu tylko dym i skwiercząca sakwa tląca poduszka daje dym że hej.


Rozpinam namiot i od razu wszystko wymiatam ze środka na zewnątrz. Chwytam kurtkę puchową, chcę ratować i trzepnąłem jak ogniem nie sypnie miedzy oczy szok. Straty aż łzy mi z oczu płyną. Poszła kurtka, podusia sakwa i opona. Sakwa nie nadawała się do niczego, ale wkładam w nią worek w którym trzymałem namiot więc jest ok. Towar nie wypada jest ok. Najbardziej kurtki mi żal bo tyle ciepła dawała, na szczęście do ciepłej strefy nie daleko wiec humor się poprawił. Gdyby pożar wydarzył się w Norwegii to koniec jazdy bo bym zamarzł.

Prosta droga jak strzała i jeszcze z góry asfalt nowo położony, sama radość więc naciskam delikatnie na pedał a kilometry same znikają, nagle z krzaków wyskakuje Policjant i pałka i nakazuje zatrzymać się, spojrzałem na licznik widzę 55 na liczniku, od razu pomyślałem no Hajer teraz za przekroczenie prędkości przyjdzie zapłacić jak za zborze.

O Polak podchodzi Policjant dotykając mojej flagi z uśmiechem na ustach, paszport proszę i rejestrację.

Jaka rejestracja pytam? -Jak to jaka, tu Rosja i co trzy dni trzeba rejestrować. Zabrał paszport i oddalił się po czym mówi sto euro kary załatwi sprawę, no co ty jaka rejestracja od kilku dni człowieka nie widziałem a ty mi tu o rejestracji a kto miał mi wypisać ;niedźwiedź, lis? lisica? ;a co mnie to obchodzi rejestracja albo sto euro usiadł w samochodzie odpalił silnik i woła że nie ma czasu. Gdzie ja go znajdę jak mi paszport zabierze, myśli biegną jak konie na wyścigu, tu przypomniały mi się słowa, kto ci taką wizę wstawił.

Towarzyszu mówię do Policjanta możesz podejść? – podszedł wyciągając rękę po kasę.

Posłuchaj mnie dokładnie i zobacz kto mnie do Rosji zaprosił bo jak wezmę telefon i zadzwonię do Moskwy ty ni huja pracować w policji nie będziesz.

Zaskoczyłem go więc przekartkował i zaczął czytać “ZA ZAPROSZENIEM KOMITETU OLIMPIJSKIEGO ROSJI”.

Jedną ręką grzebie w kieszeni druga trzyma paszport z niedowierzaniem, wyjął tysiąc rubli wkłada do paszportu i mówi uchadij uchadij niciewo nie gawarij, ło matko tysiąc do kieszeni i w drogę.

Mija mnie radiowóz, do widzenia i szczęśliwej drogi słyszę z ust znajomej postaci.

Docieram do Zielonoborska, próbuję prosić na rogatkach miasta o możliwość rozbicia namiotu, ale ludzie wychylają się zza firan nikt nie otwiera. Pani w ogródku robi wiosenne porządki więc podchodzę i pytam o możliwość rozbicia się. Mąż w pracy i nie mogę pozwolić obcemu facetowi pozwolić bo mordę obije, dopiero zauważyłem siniaki pod oczami. Pokazuje mi na biało wybielony dom tam samotnik on ci może pozwoli to emeryt dobry człowiek.

Ja pensjonier mówię szczupłemu facetowi trzymającego w dłoni pałkę z drewna a z metr długości, ja pensjonier z Polszy, nie bój się mnie ja dobry człowiek do Soczi jadę i tylko namiot chcę postawić za płotem bo niedźwiedzi się boję . Gadziny nie należy się bać a ludzi to gorsze od dzikiej zwierzyny.

Na podwórku ci nie pozwolę, tu niebezpiecznie a i co ludzie powiedzą i zapraszam do środka. Ale chata pomyślałem wchodząc do środka duża izba a w niej gigantyczny piec, taki jak na filmie o Kargulach tylko dwa razy większy, szok wiec pytam, a co to za cudo?


Zawsze marzyłem o takim piecu, jak zakończyłam pływanie to sprzedałem mieszkanie w Murmańsku i kupiłem tą ruderę wyremontowałem i postawiłem ten piec i teraz kiedy przyjedzie córka z wnuczką to wszyscy na tym piecu śpimy, zimą nie zmarzniesz a jak chory to i do piekarnika można wejść by wypocić chorobę. To samotnie trochę a żona gdzie? zapytałem, jaka żona suka jedna alkoholiczką była, ja na morzu pieniądze zarabiałem a ta dawała wszystkim, piękna kobieta więc latali za suką a ta piła i szalała a gdy uroda przeminęła dawała za wódkę, kto miał butelkę ten dupczył. Rozwiodłem się a ona trzy dni temu zmarła. Po rozwodzie wpadła do domu by majątek podzielić, zabrała kolorowy telewizor i sprzedała na drugim końcu wsi za dwie butelki samogonu blać jedna zapiła się na śmierć. Jutro idę na pogrzeb człowieka trzeba pochować. Po policzkach spłynęła łza.

Polaków znam byłem w Szczecinie, Gdańsku jako mechanik okrętowy, dobrzy ludzie tam mieszkają więc dla tego że polak jesteś to cię ugaszczam. Tu niebezpiecznie – tu ciężkie więzienie kiedyś i wyroki wykonywali. Jutro po pogrzebie przyjdą znajomi to posłuchasz co to Zielonoborsk.


Na liczniku 4540 km, a ja nie mogę zasnąć wszystkie te opowieści i to co do tej pory przeżyłem mącą sen, ale ciekaw co jutro los przyniesie.

CDN

[ Dodano: 16 Styczeń 2014, 15:27 ]
http://www.youtube.com/wa...eature=youtu.be
Ubawiłem sie równo

[ Dodano: 20 Styczeń 2014, 09:01 ]
EPILOG
Po powrocie do Polski od razu zacząłem się zastanawiać, czy mogę traktować moją podróż jako udaną, skoro przez tę nieszczęsną dziurę na drodze do Soczi nie zrealizowałem wszystkich założonych celów. Jakoś tak nie mogłem się pozbierać, a to po historii, która przydarzyła mi się niedaleko granicy polsko-ukraińskiej. Otóż prawie na moich oczach samochód potrącił psa. Kierowca zwolnił, ale nawet się nie zatrzymał – co się będzie psem przejmował. Zwierzak dygotał i skomlał, ale uspokoił się pod dotknięciem mojej ręki. Potem przestał skomleć. Było po wszystkim. Wtedy przypomniały mi się moje „przeżycia drogowe”, które przecież różnie mogły się skończyć. Przyszło mi do głowy, że nikt nie jest pewien swego losu. Taka sytuacja i mnie mogła się przytrafić, bo na niektórych drogach Rosji rowerzysta to najgorszy wróg kierowcy. Do tego doszedł jeszcze wypadek z dziurą, w którym miałem sporo szczęścia i nie skręciłem karku. Ogólne potłuczenia i zwichnięty (jak się potem okazało) bark, odebrał mi chęć do dalszej walki – nie ze wszystkimi pogadałem, nie wszędzie się dostałem. Owszem, dowiedziałem się, że większość Rosjan jest dumna z olimpiady i z tego, że dzięki niej cały świat będzie mówił tylko o tym, ile to Rosjanie potrafią zrobić. Niedosyt jednak pozostał…
Myślałem tak i myślałem, aż nagle zacząłem po prostu zastanawiać nad tym, czy ta Rosja, w której byłem, jest taka, jaką sobie wyobrażałem. W naszej telewizji zwykle pokazują Rosję w ciemnych barwach – czyli oglądamy zamachy terrorystyczne, pobitych dziennikarzy, dziewczyny z grup rockowych zsyłane do łagrów albo inne nieprzyjemne wydarzenia. A przecież życie codzienne w Rosji toczy się tak, jak i u nas, i oprócz „złych” mieszkają tam też ludzie pogodni i otwarci.
Przekonałem się, że zwykli Rosjanie są chętni do nawiązania kontaktów i niesienia pomocy, choć najpierw spoglądali na mnie badawczo i od razu pytali: A ty kto? Mient[1]? Kiedy odpowiadałem, że jestem Polakiem, z reguły spotykałem się z przyjaznymi, ciepłymi reakcjami. Może miało to związek z obrazem Polski przedstawianym w telewizji rosyjskiej – ludzie przeważnie sądzą, że u nas jest bieda i że jesteśmy biedni. Oczywiście nie jest to kraj idealny. Często spotkać tam można policjantów wyłudzających łapówki i urzędników, którzy myślą tylko „odtąd – dotąd”, bo co się będą narażać. Zupełnie jak kiedyś u nas, za komuny, gdy panowała dyktatura ludzi z pieczątkami.
Zresztą Rosja północna troszkę różni się od południowej. Tam, na północy, obowiązuje zasada „czym chata bogata”, a przecież nie wszyscy są bogaci. Z kolei na południu, szczególnie w dużych miastach, tak jak i u nas dominuje pogoń za pieniądzem. W Soczi i nad Morzem Czarnym ludzie są nastawieni na Rosjan z dużych miast, którzy mają wypchane portfele – tam liczą się głównie dudki.
Załamałem się, gdy zobaczyłem, jak traktowana jest tamtejsza przyroda.  Cała rosyjska północ to miejsce, skąd można wyrwać bogactwa, a resztę zdewastować i zostawić na pastwę losu. Ziemia, jeziora, powietrze – wszystko jest zatrute. Zapewne władza myśli, że może sobie na to pozwolić, skoro w Rosji terenów im nie brakuje. Nie wiem. W każdym razie nasi ekolodzy mieliby tam używanie.  
Dla mnie chyba największym zaskoczeniem był zakres wkraczania zachodniej cywilizacji. Ciągle pamiętam „dawne czasy” i pewnie dlatego nie spodziewałem się, że na przykład w centrum Moskwy będzie działał klub o nazwie Rolling Stones.  Z „dawnych czasów” zostały natomiast kompletna bylejakość na budowach (polskie budowy mają się znacznie lepiej), kobiety, które – zwłaszcza na prowincji – wciąż są obiektem drugiej kategorii, w myśl hasła „Jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije”, cuchnące, koszmarne kible, no i wszechobecna wódka, wciąż będąca napojem narodowym. Rosjanie lubią otwierać serca przy wódce i właściwie nie wyobrażają sobie bez niej żadnej imprezy. Przy okazji zauważyłem też inną pamiątkę „dawnych czasów”. Otóż starsi Rosjanie wciąż boją się głośno rozmawiać o polityce czy o prezydencie. W tej kwestii tylko młodym jest wsio rawno, dla nich istnieje już nowy Bóg, a nazywa się rubel.
W trakcie wielogodzinnych dyskusji z Rosjanami poznałem nieco ich poglądy polityczne. Większość twierdziła, że podoba im się prezydentura Putina, bo mają przeświadczenie, że on robi wszystko, aby kraj szedł do przodu. Dla większości Rosjan Putin naprawdę jest wzorem – podoba im się, że uczestniczy w życiu państwa: a to jest na lodołamaczu, a to gdzieś lata, a to jeździ na rowerze… Na całej trasie nie spotkałem człowieka, który by nerwowo reagował na hasło „Putin”.
Za to o Gorbaczowie słyszałem zupełnie inne opinie. To największe nieszczęście tego kraju – mówiono. – Po jego reformach wszystkie kołchozy padły, fabryki stanęły. Rozpierniczył Rosję i wyprowadził się do Niemiec! – oburzali się moi znajomi i pociągali wódki ze stakańczyka. – A teraz, dzięki Putinowi, nareszcie przestajemy żyć z dnia na dzień!...
Jelcyna też nikt nie lubił. Za jego rządów największe rosyjskie przedsiębiorstwa były oddawane w prywatne ręce za bezcen i właśnie stąd wzięli się oligarchowie. Z kolei Miedwiedew, poprzedni prezydent, to była malowana lala. A Putin jest niczym car, wszystko może i jak walnie pięścią w stół, to musi być tak, jak on chce. To dzięki niemu, jak twierdzili moi rosyjscy znajomi, Rosja znowu staje się potęgą i wszystkim lepiej się żyje – oligarchów rozgonił, a PKB jest wielokrotnie większe. Znacznie większa część dochodu idzie dla ludzi, a mniejsza na zbrojenia. Teraz Rosja chce światowego pokoju, a jej mieszkańcy mają być szczęśliwi i już dawno minęły czasy, gdy rosyjscy przywódcy chcieli zawojować cały świat. Nie dopytywałem, jak to się ma do takich czy innych działań zbrojnych, bo przy wódce niczego nie da się przewidzieć.
Ta podróż to także bliższe przyjaźnie z wieloma wspaniałymi ludźmi. Niezwykle ciepło wspominam Czecha Peterka – człowieka pełnego optymizmu, z którym utrzymuję kontakt do dziś i mam nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi na długie lata. Równie miło wspominam Elzę i Kuźmę, którzy pomogli mi na początku rosyjskiej eskapady. Koresponduję z nimi, a obecnie, gdy kupili dom niedaleko polskiej granicy, mam nadzieję, że będziemy się częściej widywać i już teraz bardzo się z tego cieszę.
No i kolejna postać, która dodała mi otuchy w chwili totalnego załamania - Polak Jacek, który pożyczył mi własny aparat fotograficzny, choć byłem wtedy dla niego kimś zupełnie obcym. Jego gest dosłownie dodał mi skrzydeł, więc podróż do domu przez Ukrainę stała się dla mnie o wiele łatwiejsza. Bez aparatu czuję się trochę tak, jak bez ręki – po prostu lubię fotografować, a potem oglądać te zdjęcia i wspominać.
Im dłużej tak sobie o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że o udanej wyprawie nie stanowi tylko zrealizowany cel. Po raz kolejny wiem, że moje podróże nie dawałyby mi tyle radości, gdyby nie ludzie, których spotykam na swojej drodze. Wszystkim Wam bardzo, bardzo dziękuję!
 

[ Dodano: 20 Styczeń 2014, 09:05 ]
Wstęp :lol:
Moja pierwsza przygoda z Rosją, a tak naprawdę jeszcze ze Związkiem Radzieckim, miała miejsce w 1986 roku, gdy wybrałem się na Kaukaz na narty. Dotarłem pod Elbrus i zamieszkałem w hotelu Wolfram. Jeszcze nie zdążyłem wypakować bagaży, a już do pokoju bez pukania weszła sprzątaczka i mówi:
- Dawaj, co masz do sprzedania!
- Co niby mam mieć? – zapytałem zdziwiony.
- Jak to co. Ty Polak, wy wszystko sprzedajecie.
- Niestety, nie mam nic do sprzedania – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Na co ona cicho tylko pod nosem burknęła: „może ty nie Polak?”, po czym przeprosiła i wyszła. „Dziwni są ci Rosjanie” - pomyślałem. Taki bogaty kraj, wszystko mają i tym się chwalą, a tu jakaś baba chce odkupić ode mnie używaną bieliznę, a właściwie wszystko, byle tylko miało inną metkę niż radziecka.
W tej miejscowości Tierskoł na własne oczy zobaczyłem, że to, co pokazują nam o Rosji w państwowej telewizji, to czysta fikcja. Pod sklepami co prawda nie ma kolejek, ale w sklepie prócz nocników i soku z brzozy nie było praktycznie nic. Ci Rosjanie, którzy nie pracowali w hotelu, też do mnie szeptali, bym coś im sprzedał.
Przed samym wyjazdem do Polski proponowali mi dziesięciokrotne przebicie za narty i buty narciarskie zachodniej firmy, które kupiłem na książeczkę ,,G,, czyli za pracę na kopalni w soboty i święta. Aby kupić te cuda łącznie ze spodniami narciarskimi i kurtką, pracowałem niemal na okrągło, piątek świątek. Wiec co, miałem ten pot i trud sprzedać ot tak, za ruble? Nie, na pewno tak nisko siebie nie ceniłem. Chociaż pokusa była, bo przed wyjazdem zamiast rubli dawano mi należność w złocie. Po powrocie do domu po ochłonięciu przeliczyłem ceny złota i nawet trochę żałowałem, ale za to ten sprzęt mam do dzisiaj, i stanowi on powód do dumy.
Owa wyprawa na narty zrodziła we mnie ciekawość Rosji i przyjaźnie do nas nastawionych ludzi. Chociaż co rusz zdarzały się tam zabawne sytuacje. W drodze powrotnej zaliczyliśmy awaryjne lądowanie we Władykałkazie, gdzie pilot oświadczył pasażerom, iż nie ma paliwa, by dolecieć do Kaliningradu. Ale przytomnie zauważył też, że skoro wśród pasażerów są Polacy, to pewnie mają dolary, a wtedy gdy zrobimy drobną zrzutkę, to paliwo się znajdzie.
- Co za dziwny kraj? – pomyślałem wtedy.
Gdy dwadzieścia lat później przejeżdżałem przez Rosję w drodze do Dalajlamy w Indiach, w sklepach pod dostatkiem było piwa i wódki, półki zapełnione też innymi towarami, ale ceny - zaporowe. Ludzie, tak jak dwadzieścia lat wcześniej, w podróż pociągiem zabierają słoninę, suchy chleb i cebulę, no i bimber, który rozwiązuje języki. Tych Rosjan, których spotkałem po drodze, zawsze będę ciepło wspominał.
Kiedy więc w 2013 roku starałem się o rosyjską wizę, miałem mieszane uczucia odnośnie mojej podróży, bo nie wiedziałem, co mnie tam tak naprawdę czeka. Z jednej strony zdawałem sobie sprawę, że generalnie zwykli ludzie w Rosji są przyjaźnie do nas nastawieni, natomiast relacje z urzędnikami to często wyższa szkoła jazdy, niejednokrotnie kontakt z nimi doprowadził mnie wcześniej do rozpaczy.
Tak więc wyruszałem w tą rowerową rajzę pełen nadziei i obaw, bo przecież przede mną była długa droga obliczona na kilka miesięcy. Co prawda miałem wstępny plan, ale zawsze lubię improwizować, więc sam nie wiedziałem, gdzie tak naprawdę się ta podróż skończy. W moich najśmielszych marzeniach widziałem siebie przemierzającego całą Rosję z zachodu na wschód, aż do Władywostoku, ale w końcu wybrałem „skromniejszy” wariant – przemierzenie Rosji z północy na południe, czyli z Murmańska do Soczi – a to też dobrych kilka tysięcy kilometrów, czyli tak, jakbym przejechał Europę z najdalszej północy na samo południe. No i należało jeszcze do tej Rosji dojechać i wrócić rowerem, co w najskromniejszym wariancie dawało kilkanaście tysięcy kilometrów.
Wiedziałem, że nie będzie lekko, bo przecież okolice Murmańska leżą poza kołem polarnym, dużo słyszałem też o szalonej jeździe rosyjskich kierowców. Zamierzałem pokonywać obszary, gdzie napotkanie niedźwiedzia wcale nie jest rzadkością, a jedna osada od drugiej bywa oddalona o kilkadziesiąt kilometrów. Ale jak zwykle gnała mnie chęć przeżycia prawdziwej przygody, spotkania różnych ludzi, poznania tego świata, który jeszcze nie tak dawno przynajmniej w podręcznikach był malowany, jako prawdziwy raj na ziemi. Co zostało z tego dawnego Sojuza? Ta zagadka wciąż mnie frapowała.  I przyznam, że nie zawiodłem się – tych kilka miesięcy dostarczyło mi moc wrażeń, którymi choć po części chętnie się podzielę. A może zachęci to innych do odkrywania tego na swój sposób fascynującego, a wcale nie tak odległego od nas świata.
HAJER :lol:

[ Dodano: 26 Styczeń 2014, 08:51 ]
Nie czuję się najlepiej, na pogrzeb nie idę a zostaję z kotkiem. Ten daje czadu śmiga dokoła ogromnego pieca bez wytchnienia tak gdyby chciał dogonić własny ogon. Oczy niebieskie kota tak jaskrawe że nie do wiary.



Gospodarz po pogrzebie nie odzywa się, bierze wędkę i razem idziemy na ryby. W Zielonoborsku był kołchoz, barany hodowali, konserwy rybne tu wytwarzane znane były na całej Rosji, a i do Polski szły. Zmieniło się po pierestrojce z tych wszystkich domów kultury, fabryki, port rybacki,wszystko rozebrali i przepili, największy udział mieli sekretarze partii i konsomolcy. Mamili ludzi zarobkami, wizją jaka ich czeka w nowym ustroju, ale szybko gorączka łatwych pieniędzy ich dopadła więc maszyny statkami wytransportowali i zostały gołe mury. Większość ludzi już wyjechała, zostali starcy i pracownicy więzienia tym pracy nie braknie.
Na mnie czas więc żegnam się z gospodarzem – dostaję informacje by nie zatrzymywać się przy ludziach idących piechotą, najczęściej to więźniowie po ukończeniu kary. Nie mają kasy więc idą i kradną co mogą często z głodu. Jak to pytam wychodzi z więzienia i nie ma na bilet, mało tego nawet kromki na drogę nie dostanie, przecież karę odbywał i co jeszcze mu mają pieniądze dawać.

Tak jak w Niklu cmentarz przy drodze ciągnie się kilometrami, co kilka godzin mija mnie samochód często zatrzymują maszyny i pytają czy coś potrzeba, a w telewizji cię widziałem ot maładiec rowerem przez Rosję.

Pierwsza guma w tylnym kole, wszystkie sakwy do zdjęcia – pustki i cisza, że aż w uszach szumi. Serduszko bije mocno, bo stoję w miejscu gdzie wolna przestrzeń więc misie by mnie z daleka wyczuły. Dziwne uczucie tyle tysięcy kilometrów nic a tu na pustkowiu guma. Dopiero teraz zauważyłem że tylna opona łysa jak moja głowa a na liczniku 4607 km. Przednia prawie nowa więc zamiana łysa ląduje z przodu dobra na tył. Na tyle cały ciężar więc wytarło, zapasowej opony nie posiadam bo spłonęła gdy zapalił się namiot. Kolejny dzień nic mnie nie mija, a mówili że Rosjanie jadą przez Finlandię. Tu droga różnie – kawałek szerokiej a bywa tak że tylko czołg dałby radę. Spotykam pracowników leją asfalt, nie palę ale dostaje kilka paczek papierosów i butelkę wódki dopiero co nakapała, zostaje na nockę.

Gotujemy mięso z łosia ubili my dwa dni temu. Barakowóz, dziwny z tyłu ładują ogromne polana drewna bo tam umieszczone są wrota pieca a piec w środku więc kilka kilo mięsa w garnku ląduje. Przyprawy, dawno takiej nie jadłem tak dobrej potrawy, każdy dostaje z kilogram mięsa, trudno zasnąć wiec zadaję pytania, co myślicie o olimpiadzie. Trudno coś wyciągnąć. Jeden puszcza śmierdziela więc nagle wszyscy nie śpią, pomieszczenie małe a smród nie do zniesienia. Śmiech i na stole butelka siwego płynu z diabelską mocą.

Olimpiada to duma i honor Rosji słyszę, ale lepiej było by za te pieniądze budować drogi, durny jesteś jak skończą olimpiadę to drogi będą budować, ot na przykład pojedziesz dalej zobaczysz Putin nakazał do Murmańska nową drogę budować.

A to Putin nakazuje budować? - a co nie ma innych tylko wasz prezydent ma decydować co robić? - widzisz Wieczysław u nas ci u góry to jedynie się boją, a sami nie wiedzą czego, ale nie boją się brać pieniędzy to ich Putin zamyka, ale przychodzi następny robi to samo. Biedny ten wasz Prezydent mówię kiedy on śpi jak takimi pierdołami się zajmuje to co on ma wiedzieć komu droga, komu szkoła ???

Rano kolejna porcja mięsa i w drogę, podchodzi jeden od asfaltu i mówi za 280 km jest zajazd – a raczej burdel dla finów i naszej dyrekcji, tam zatrudniła się moja żona, piękna czarne oczy Natalia ma na imię, wejdz tam i powiedz jej że jak się nie zwolni to ja przyjadę na urlop i mordę jej obiję, taki wstyd żona w burdelu. A u was w Polsce burdel jest? zapytał z ciekawości - jest salon się nazywa, salon masażu; ot rozpizdziel powiedział drapiąc się po głowie.


Ruszam z zapasem papierosów, siwuchy w plastikowej butelce i suszonego mięsa na miesiąc. Przy drodze stoi młody chłopak z słuchawkami na uszach renomowanej firmy, kiwa więc widzę że odpicowany może nie z ciurmy. Aleksy jestem jadę autostopem do Petersburga, masz papierosy? zapytał więc daje mu całą paczkę -student był u babci i wraca do domu od doby nikt nie jechał więc idę piechotą aż coś się trafi, kiwa głową i mówi -no teraz to mnie rower by się przydał ale do Petera to jeszcze z osiemset kilometrów.

Gigantyczne skrzyżowanie i jeszcze większy parking – pan choć pokażę ci i pokazuje na ogromne rogi łosia, jelenia -kup pan tanio sprzedam, -ja do Soczi jadę więc miejsca nie mam pokazując na sakwy -to wyrzuć wszystko rogi kupuj sprzedasz w Moskwie zarobisz, -no jak a na czym będę gotował jadł, -bierz za darmo mówi dotykając polskiej flagi. Podziękowałem i ze zdziwieniem oglądam jego pojazd, nie wiem czy u nas by zarejestrowali.
Knajpa – przy stołach sami kierowcy jedzenie tanie za to napoje są w cenie nawet woda. Mówią mi o cudownym miejscu i cudownej wodzie, ale to w kierunku na jezioro Onega, przy okazji dowiaduje się o pięknym klasztorze cały z drewna cudo Rosji. Wszyscy chwalą klasztory w Kriży więc witaj przygodo i skręcam w lewo. Ciepło więc krótki rękaw i droga asfaltowa się kończy i płaskie polne drogi. Radość nie opisana we mnie wstąpiła widoki zapierają dech w piersiach tylko zastanawiam się gdzie ludzie, bo chałupy ale ludzi nie widać czasami jakiś stary wiatrak. W końcu po kilku dniach jestem pod murami klasztoru – co prawda jeszcze białe noce są ale niebo czerwienieje na horyzoncie koło północy i robi się szaro. Rozbijam namiot w okolicach klasztoru, już się przyzwyczaiłem do stukania w miskę że stało się dla mnie normą wiec zasypiam i stukam miarowo by straszyć niedzwiedzie. Ktoś szarpie za namiot – otwieram a tu pop cały na czarno jak diabeł więc wystraszony zapytałem o co chodzi? A ty co tak hałasujesz spać nie idzie?, -no boję się niedzwiedzia i dla tego stukam, -ot durak jaki niedzwiedz tu ludzie się modlą a misiów tu nie ma.


Rano dopiero doceniam piękno klasztoru który wybudowano w osiemnastym wieku a teraz to muzeum pod opieką mnichów i kustosza. Cisza, pierwsi turyści zjawiają się koło dziesiątej rano, wodolotami się z Piertozawodzka się dostają. Próbuję negocjować cenę na przejazd wodolotem, ale wiedzą że jestem industrańcem wiec cena zaporowa. Kij im w oko naciskam na pedał i jestem na trasie głównej do Perersburga. Mijam coraz to większe wioski, jeziora. Pierwsi kapiący się Rosjanie raz się rozebrałem ale gdy dotarłem do pasa a moje orzeszki zniknęły od razu wyskoczyłem rezygnując z przyjemności.

Napis San Petersburg widać z daleka, zapowiada się gigantyczne miasto – gdzie ja namiot postawię? błąkam się po przedmieściach wśród betonowych klocków. W końcu znalazłem superowe miejsce krzaki że miło, obok stoi tir więc zasłania. Zdejmuje namiot a tu nagle z szoferki wyskoczył kierowca z kijem bejsbolowym zamachnął się na mnie mówiąc “tu srać nie będziesz“.

CDN

[ Dodano: 26 Styczeń 2014, 08:53 ]
Nie czuję się najlepiej, na pogrzeb nie idę a zostaję z kotkiem. Ten daje czadu śmiga dokoła ogromnego pieca bez wytchnienia tak gdyby chciał dogonić własny ogon. Oczy niebieskie kota tak jaskrawe że nie do wiary.



Gospodarz po pogrzebie nie odzywa się, bierze wędkę i razem idziemy na ryby. W Zielonoborsku był kołchoz, barany hodowali, konserwy rybne tu wytwarzane znane były na całej Rosji, a i do Polski szły. Zmieniło się po pierestrojce z tych wszystkich domów kultury, fabryki, port rybacki,wszystko rozebrali i przepili, największy udział mieli sekretarze partii i konsomolcy. Mamili ludzi zarobkami, wizją jaka ich czeka w nowym ustroju, ale szybko gorączka łatwych pieniędzy ich dopadła więc maszyny statkami wytransportowali i zostały gołe mury. Większość ludzi już wyjechała, zostali starcy i pracownicy więzienia tym pracy nie braknie.
Na mnie czas więc żegnam się z gospodarzem – dostaję informacje by nie zatrzymywać się przy ludziach idących piechotą, najczęściej to więźniowie po ukończeniu kary. Nie mają kasy więc idą i kradną co mogą często z głodu. Jak to pytam wychodzi z więzienia i nie ma na bilet, mało tego nawet kromki na drogę nie dostanie, przecież karę odbywał i co jeszcze mu mają pieniądze dawać.

Tak jak w Niklu cmentarz przy drodze ciągnie się kilometrami, co kilka godzin mija mnie samochód często zatrzymują maszyny i pytają czy coś potrzeba, a w telewizji cię widziałem ot maładiec rowerem przez Rosję.

Pierwsza guma w tylnym kole, wszystkie sakwy do zdjęcia – pustki i cisza, że aż w uszach szumi. Serduszko bije mocno, bo stoję w miejscu gdzie wolna przestrzeń więc misie by mnie z daleka wyczuły. Dziwne uczucie tyle tysięcy kilometrów nic a tu na pustkowiu guma. Dopiero teraz zauważyłem że tylna opona łysa jak moja głowa a na liczniku 4607 km. Przednia prawie nowa więc zamiana łysa ląduje z przodu dobra na tył. Na tyle cały ciężar więc wytarło, zapasowej opony nie posiadam bo spłonęła gdy zapalił się namiot. Kolejny dzień nic mnie nie mija, a mówili że Rosjanie jadą przez Finlandię. Tu droga różnie – kawałek szerokiej a bywa tak że tylko czołg dałby radę. Spotykam pracowników leją asfalt, nie palę ale dostaje kilka paczek papierosów i butelkę wódki dopiero co nakapała, zostaje na nockę.

Gotujemy mięso z łosia ubili my dwa dni temu. Barakowóz, dziwny z tyłu ładują ogromne polana drewna bo tam umieszczone są wrota pieca a piec w środku więc kilka kilo mięsa w garnku ląduje. Przyprawy, dawno takiej nie jadłem tak dobrej potrawy, każdy dostaje z kilogram mięsa, trudno zasnąć wiec zadaję pytania, co myślicie o olimpiadzie. Trudno coś wyciągnąć. Jeden puszcza śmierdziela więc nagle wszyscy nie śpią, pomieszczenie małe a smród nie do zniesienia. Śmiech i na stole butelka siwego płynu z diabelską mocą.

Olimpiada to duma i honor Rosji słyszę, ale lepiej było by za te pieniądze budować drogi, durny jesteś jak skończą olimpiadę to drogi będą budować, ot na przykład pojedziesz dalej zobaczysz Putin nakazał do Murmańska nową drogę budować.

A to Putin nakazuje budować? - a co nie ma innych tylko wasz prezydent ma decydować co robić? - widzisz Wieczysław u nas ci u góry to jedynie się boją, a sami nie wiedzą czego, ale nie boją się brać pieniędzy to ich Putin zamyka, ale przychodzi następny robi to samo. Biedny ten wasz Prezydent mówię kiedy on śpi jak takimi pierdołami się zajmuje to co on ma wiedzieć komu droga, komu szkoła ???

Rano kolejna porcja mięsa i w drogę, podchodzi jeden od asfaltu i mówi za 280 km jest zajazd – a raczej burdel dla finów i naszej dyrekcji, tam zatrudniła się moja żona, piękna czarne oczy Natalia ma na imię, wejdz tam i powiedz jej że jak się nie zwolni to ja przyjadę na urlop i mordę jej obiję, taki wstyd żona w burdelu. A u was w Polsce burdel jest? zapytał z ciekawości - jest salon się nazywa, salon masażu; ot rozpizdziel powiedział drapiąc się po głowie.


Ruszam z zapasem papierosów, siwuchy w plastikowej butelce i suszonego mięsa na miesiąc. Przy drodze stoi młody chłopak z słuchawkami na uszach renomowanej firmy, kiwa więc widzę że odpicowany może nie z ciurmy. Aleksy jestem jadę autostopem do Petersburga, masz papierosy? zapytał więc daje mu całą paczkę -student był u babci i wraca do domu od doby nikt nie jechał więc idę piechotą aż coś się trafi, kiwa głową i mówi -no teraz to mnie rower by się przydał ale do Petera to jeszcze z osiemset kilometrów.

Gigantyczne skrzyżowanie i jeszcze większy parking – pan choć pokażę ci i pokazuje na ogromne rogi łosia, jelenia -kup pan tanio sprzedam, -ja do Soczi jadę więc miejsca nie mam pokazując na sakwy -to wyrzuć wszystko rogi kupuj sprzedasz w Moskwie zarobisz, -no jak a na czym będę gotował jadł, -bierz za darmo mówi dotykając polskiej flagi. Podziękowałem i ze zdziwieniem oglądam jego pojazd, nie wiem czy u nas by zarejestrowali.
Knajpa – przy stołach sami kierowcy jedzenie tanie za to napoje są w cenie nawet woda. Mówią mi o cudownym miejscu i cudownej wodzie, ale to w kierunku na jezioro Onega, przy okazji dowiaduje się o pięknym klasztorze cały z drewna cudo Rosji. Wszyscy chwalą klasztory w Kriży więc witaj przygodo i skręcam w lewo. Ciepło więc krótki rękaw i droga asfaltowa się kończy i płaskie polne drogi. Radość nie opisana we mnie wstąpiła widoki zapierają dech w piersiach tylko zastanawiam się gdzie ludzie, bo chałupy ale ludzi nie widać czasami jakiś stary wiatrak. W końcu po kilku dniach jestem pod murami klasztoru – co prawda jeszcze białe noce są ale niebo czerwienieje na horyzoncie koło północy i robi się szaro. Rozbijam namiot w okolicach klasztoru, już się przyzwyczaiłem do stukania w miskę że stało się dla mnie normą wiec zasypiam i stukam miarowo by straszyć niedzwiedzie. Ktoś szarpie za namiot – otwieram a tu pop cały na czarno jak diabeł więc wystraszony zapytałem o co chodzi? A ty co tak hałasujesz spać nie idzie?, -no boję się niedzwiedzia i dla tego stukam, -ot durak jaki niedzwiedz tu ludzie się modlą a misiów tu nie ma.


Rano dopiero doceniam piękno klasztoru który wybudowano w osiemnastym wieku a teraz to muzeum pod opieką mnichów i kustosza. Cisza, pierwsi turyści zjawiają się koło dziesiątej rano, wodolotami się z Piertozawodzka się dostają. Próbuję negocjować cenę na przejazd wodolotem, ale wiedzą że jestem industrańcem wiec cena zaporowa. Kij im w oko naciskam na pedał i jestem na trasie głównej do Perersburga. Mijam coraz to większe wioski, jeziora. Pierwsi kapiący się Rosjanie raz się rozebrałem ale gdy dotarłem do pasa a moje orzeszki zniknęły od razu wyskoczyłem rezygnując z przyjemności.

Napis San Petersburg widać z daleka, zapowiada się gigantyczne miasto – gdzie ja namiot postawię? błąkam się po przedmieściach wśród betonowych klocków. W końcu znalazłem superowe miejsce krzaki że miło, obok stoi tir więc zasłania. Zdejmuje namiot a tu nagle z szoferki wyskoczył kierowca z kijem bejsbolowym zamachnął się na mnie mówiąc “tu srać nie będziesz“.

CDN

sekretarz - 31 Styczeń 2014, 11:23
Temat postu: Dawaj Mieciu
Mieciu !! - pobiłeś już rekord , to jest już najdłuższy post na tym forum ,pisz śmiało jesteś czytany .
Sekretariat WSW- wydział ds., promocji Hajera 8-) .

hajer - 18 Luty 2014, 14:08

JADYMY Kierowca z tira rozpoznał mnie z programu telewizyjnego z Murmańska. Telefonuje do żony by poinformować ją kogo spotkał, ja kilka słów miłych przez telefon zamieniłem, takich komplementów dawno nie słyszałem aż miło.

Nockę spędziłem w kabinie kierowcy, jeden Stachańczyk i senność ogarnęła w sekundzie. Koło południa pobudka i śniadanie w kabinie tira, konserwa- cebula -słonina czyli jednym słowem czym chata bogata.

Mam propozycję, że jeśli nie znajdę noclegu w San Petersburgu to mogę po osiemnastej zawitać w progach gościnnego tirowca. Ta wiadomość mnie ucieszyła, bo do centrum kilkanaście kilometrów a z noclegiem wielka niewiadoma -oczywiście nasłuchałem się o bandyckim Petersburgu od kierowcy z tira więc ciarki na plecach i raczej nie ciekawie się zapowiadało. Na nabrzeżu jednej z rzek spotykam Uzbeków -sobota więc mamy wolne. Przyjechali zarobić bo u nich w Uzbekistanie nie ma szans na pracę a jak już znajdzie to dostaje kilkanaście dolarów miesięcznie. Zagaduję o nocleg, ale nie zrozumieli o co mi chodzi za razem widać, że się boją więc przechodzę na tematy ryb co ich ucieszyło, większość ich diety to ryby złowione i słonina bo każdy rubel wysyłają do domu.

DSC02593 DSC02595 DSC02596 DSC02598 DSC02600 DSC02602 DSC02609 DSC02610 DSC02613 DSC02615

Słoneczko grzeje więc podziwiam z daleka złocące się kopuły cerkwi czym bliżej centrum tym łowiących ryb coraz więcej a i na chodniku slalom gigant między rozbitymi butelkami po piwie. Co ciekawe rzeka ma cudny zapach nie pachnie mułem jak w Bangkoku, ale łąką i nurt porwał kłęby traw na których ptaki przesiadują taki sielankowy obraz aż miło. Do Smolnego dwadzieścia kilometrów wzdłuż rzeki kanałów. Lenin na podwórku pokazuje ręką kierunek pałac zimowy, policjant podchodzi do mnie i coś mamrocze wyciągam aparat i mówię kolega zdjęcie mi z Leninem cyknij buntuje się przez chwilę więc mówię -co Polakowi odmówisz, nie buntował się .

Co prawda białe noce w San Petersburgu są już inne. Tam nad morzem Beringa i Białym koło północy niebo robi się różowe po horyzont. Na Neretwie śmiga żaglowiec o czerwonych żaglach wkomponował się w czerwone niebo i razem tworzą niesamowitą kompozycję. Widok że rozmarzyłem się ale czas wracać na ziemie czyli gdzie tu spać. Przygląda mi się dłuższą chwile starsza pan -ręka dotyka mojej flagi i zagaduje: Polak tak -no tak a co Polaka nie widziałeś, widziałem dużo ich tu przyjeżdża ale autokarami a ty rowerem. Blisko masz więc nie było trudno -czy trudno i opowiadam mu o mojej całej marszrucie aż mlasnął.

Wy Polacy to antysemici jesteście, człowieku jaki ja antysemita noclegu szukam i jest mi wszystko jedno czy człowiek jest czarny -żółty -różowy spać mi się chce a tu u was słowa camping raczej nie znane, bo pytałem i nikt nie wie czy taka instytucja istnieje A ty się żydów nie brzydzisz? kto? ja? zapytałem -no co ty dla mnie to tylko człowiek. No to zapraszam Cie do mnie do domu.

Rafał mieszka dosłownie w centrum i tak znalazłem przyjaciela, który ma grubo ponad siedemdziesiąt lat a śmiga na nogach jak czterdziestolatek. Ja na liczniku 5700 km więc trzy dni na piechotkę to sama radość. Jak żyje emeryt? rano czarna kasza z mlekiem i wieczorem to samo i tak trzy dni, czasami dokupi cebuli i słoniny i da się żyć…

O Rafale i przygodach w Petersburgu w książce -wizyta w TV Leningrad i wywiad który dał mi to co najważniejsze w podróży bezpieczeństwo i przyjaźnie nastawionych Rosjan.



San Petersburg wart jest grzechu i polecam z całego serca, acz ostrzegam ceny szalone jak szalone to miasto jest.

Kilka imprez jak dzień mianowania na stopnie oficerskie będą na długo w mojej pamięci i koncert pod pałacem zimowym wizyta w Peterhofie.

Początkowo jadę główną drogą do Moskwy, ale jak tirowskie bezmózgi zaczęli bawić w chowanego od razu poszukałem innej bezpieczniejszej drogi, ale tam taka sama sytuacja. Wyglądało to mniej więcej tak ; jedzie baranek boży i zajeżdża drogę mijając mnie dosłownie na centymetry i nagle po hamulcach wywołując masy kurzu więc najczęściej kończę w rowie chwytam za kamienie i gonię za półgłówkiem a ten po gazie i tylko środkowy palec wystawia z kabiny, zajebista zabawa śmieszne, tylko że ja mam kolana zdarte do krwi a on radości po pachy.

Staram się omijać główną drogę, ale i tak kilkakrotnie te boczne łączą się z główną magistralą Petersburg – Moskwa.

Kilkakrotnie spotykam kierowców, którzy zasypywali mnie tumanami kurzu więc pytam jednego dlaczego tak robią -bo rowerzysta to jak komar na dupie więc trzeba trzepnąć. Zawsze gdy na stacji benzynowej była kawiarenka zapraszali na kawę a kilka razy obiadem się kończyło tak jakby sumienie ich ruszyło, że dobrodusznego polaka chcieli rozjechać.

W Nowogrodzie pod murami kremla znalazłem się przed południe cicho, tylko jeden maszeruje w mundurze matrosa i podszedł zadając pytanie jak mu się jego mundur podoba. Zaczął opowiadać w jakim tajnym miejscu służy, zapytałem tylko M-15 czy M-7, zdziwiony z kąt znam te nazwy. Zza pazuchy wyciąga butelkę siwuchy a miała z siedemdziesiąt procent. Pytam co tu robi w pięknym mundurze, a na dziewczynki poluję w myśl za mundurem panny sznurem.

Na nocleg rozbiłem namiot pod klasztorem, akurat odbywały się doroczne zawody rybackie. Główna nagroda to łódź motorowa, zawody mają się zacząć o czwartej nad ranem, zastanawiam się kto rano z zawodników utrzyma się na nogach, alkohol płynie jak rzeka. Na zakąskę ryby w każdej postaci, ja zajadam się zupą rybną -doskonała i ogórki kiszone o dziwnym smaku, ale mnie smakowały. Rano do zawodów strzałem z sygnałówki dał sygnał komandor zawodów, to jedyna w miarę trzeźwa osoba. Bieganina, jedni wpadają do łodzi i od razu z niej wypadają kilku w swoich łodziach straciło silniki, bo zapomnieli dzień wcześniej przykręcić. Kilku całkowicie pomylili kierunki i dotarli do grobli i zasnęli.

Dawno nie miałem takiego ubawu. Zaopatrzyli mnie na drogę w kilogramy ryb i podpowiedzieli, że niedaleko jest skansen który warto zobaczyć. Faktycznie stare rosyjskie chaty zabudowania chłopskie, stodoły cerkwie. Pustki w tym muzeum więc zagaduję panią, która sprzedaje słodycze, a przyjeżdżają tu z całego świata autokarami, ale na rowerku nie widziałam ach wy Polacy. Po drodze mijam kilka klasztorów wszystkie z cudownymi wodami, które leczą nie tylko z pieniędzy ale i z wszelakich chorób.

Trzysta pięćdziesiąt kilometrów od Moskwy robię przerwę na kawę a zapowiada się na ulewę niebo aż sine od chmur, które w sobie mają niezliczone litry wody. Za chwilę to wszystko zwali mi się na głowę. Podjechał na rowerku facet i od razu podaje rękę Grisza bohater pracy socjalistycznej, a ja Mieczysław górnik KWK WIECZOREK odpowiedziałem.



CDN

[ Dodano: 6 Marzec 2014, 12:10 ]
Re: Kierunek Władywostok rowerem

Postprzez benbm » Cz mar 06, 2014 11:07 am
JADYMY

Grisza bohater pracy socjalistycznej okazał się super kompanem na rower, co prawda rower marnej jakości, ale nacisk na pedały ma mocne. Dawaj co tak wolno słyszę co rusz. Dawaj jedziemy do klasztoru uciekniemy przed burzą a za razem zobaczysz jeden z piękniejszych klasztorów Rosji, to ulubione miejsce żony Putina.

Już z daleka widać dzwonnice Cerkwi i budynków, na tle czarnych chmur wygląda to bajecznie. Rowery przypinamy jednym łańcuchem, Grisza prosi stróża by przypilnował, polak jest ze mną i byłoby głupio by przy świętym miejscu rower podpizdzili. Klasztor całkowicie odbudowany wygląda jak z rosyjskiej bajki. Griszka zapierdziela od obrazu do obrazu całując każdy po kilka razy, gdy już się zmęczył zapytałem Grisza a ty komunista? -pewnie że komunista taki z krwi i kości

A jak to się ma z wiara? komuniści nie wieżą w Boga? pewnie że nie wieżą odpowiedział. A widziałeś w telewizji jak nasz prezydent się modli? widziałem odpowiadam zgodnie z prawdą, na jak pierwszy komunista się modli to i my członkowie musimy się modlić paniatno -paniatnoi odpowiadam.

Pop, a raczej przeor zaprasza nas na kolację i dostajemy nocleg.


Wiadomo kolacja i nyny czyli skok do wygodnego łóżka. Zapytałem mojego nowego znajomego jak to się stało że ma tytuł bohatera pracy, w odpowiedzi tylko usłyszałem „jajca mi urwało” i jednym ruchem odsłonił kołdrę pokazując że faktycznie jajec niet. Miałem ryknąć ze śmiechu, ale kiedy zobaczyłem w co go matka natura wyposażyła zamilkłem.

Grisza pracował jako mechanik przy pompach tłoczących powietrze do sztolni i kopalń ośrodka badawczego gdzieś tam daleko za Uralem i to tam uzyskał tytuł bohatera. Kiedy mu już te jajca urwało wrócił z szpitala i towarzyszki dowiedziały się że mu jajca urwało i że z nim było bezpiecznie więc zaczął pracować na dwa etaty -tłoczył powietrze do sztolni a w nocy zaspokajał ciekawość samotnych pań i żon pierwszych sekretarzy partii i Komsomołu.

Podczas takiego spotkania pierwszego stopnia jedna z pań ze zdziwieniem stwierdziła, że powinien być uznany za bohatera, i tak na zebraniu partyjnym postawiony wniosek przeszedł prawie w stu procentach.

Być takim socjalistycznym bohaterem to same przywileje, czyli dziesięć biletów za darmo na przeloty samolotem, wszystkie linie kolejowe za frii i jeszcze niezliczone sprawy.

Putin zlikwidował prawie wszystko, ale jeszcze funkcjonuje, że mogę za darmo korzystać z komunikacji w obrębie trzystu pięćdziesięciu kilometrów od miejsca zamieszkania.



Rano po śniadaniu słyszę to co Wieczysław jedziesz do mnie do Moskwy? Facet z nieba mi spadł więc nacieramy na pedały razem w strugach deszczu docieramy do Smoleńska, nudne miasto z jeszcze bardziej tragiczną historią gdzie mordowano naszych oficerów.

Nockę spędzamy w parku w centrum miasta, rano powódź. Namiot dosłownie w wodzie, ale do środka nic się nie wdarło więc zdaje egzamin na pięć. Odwiedziny u guru rosyjskich rowerzystów tak przynajmniej mi tłumaczył Griszka. Facet okazał się właścicielem sklepu z wydatnym brzuchem i ostatnio na rower wsiadł kilka lat temu jak uznano go za specjalistę od rowerów i do szczęścia więcej mu nie jest potrzebne, a tytuł guru zobowiązuje więc tyje by poważnie wyglądać słyszę.

Grisza mieszka 40 min od centrum Moskwy do której dojazd zapewnia mu „elektryczka” czyli pociąg podmiejski. Mieszka w bloku dwunastu piętrowym, na szóste piętro dostajemy się windą towarową z każdej strony kamera dla bezpieczeństwa słyszę.

Pokój z kuchnią, za to mieszkanie zapłacił kosmiczne pieniądze, bo kafelki i wyposażenie kuchni z Włoch czyli wszystkie urządzenia jakie w kuchni powinno się znaleźć były na wyposażeniu. To samo toaleta i wana prysznic made in Italia. W dużym pokoju wersalka i stara szafa, mnóstwo desek na balkonie i piecyk, pytam o piecyk więc dostałem odpowiedz że nigdy nie wiadomo co los może przynieść a to wyłączą kaloryfery a to i wojna może się wydarzyć więc on nie zmarznie. Wieczór spędzamy na oglądanie zdjęć z miejsca pracy Griszy, a więc metrowe grzyby i robactwo w rozmiarach nie pasujących do przyrody -ot takie eksperymenty przeprowadzali słyszę. Zostawiamy rowery i jazda do centrum Moskwy. Biletu nie kupuj słyszę będziesz „zajczykiem”. Do pociągu wsiadamy do przed ostatniego wagonu ścisk jak u nas w latach osiemdziesiątych gdzie najlepiej było wskoczyć do wc i zamknąć się od wewnątrz by dojechać w miarę komfortowych warunkach do celu. Kontroli idzie słyszymy i ta cała masa ludzka spokojnie idzie do następnego wagonu na najbliżej stacji wszyscy biegiem do ostatniego wagonu, i ta zabawa w ciuciubabkę kilka razy się powtórzyła więc i mnie udzielił się instynkt uciekiniera. Dworzec Leningradzki czysty, mnóstwo policji i tysiące pasażerów. Kilka budynków w stylu pałacu kultury w Warszawie szerokie ulice i ruch niesamowity.



Ogromna biblioteka imieniem Lenina przypomina bardziej grecką świątynię, a my udajemy się do nowo odbudowanej cerkwi. Gigant to mało – jestem ubrany w krótkie spodnie więc nie chcą mnie wpuścić do środka – bo mam podniecające kolana pomyślałem. Do świątyni wchodzą Rosjanki -mini spódniczki, że prawie im widać „mariolki” cycki wylewają się z biustonosza.

Te skromnie odziane Panny wchodzą bez problemu a ja w gaciach za kolana nie mogę wejść, podchodzę do ochrony i mówię: Przecież te święte postacie spoglądające z obrazów dostają wytrzeszczu oczu i powypadają z ram widząc taka podnietę – odpowiedzi nie dostałem więc wypożyczyłem chustę zakrywające wstydliwe męskie części ciała i oglądam kilka tysięcy obrazów w złotych ramach. Dziesiątki postaci uwięzionych w marmurach, jednym słowem cuda na kiju. Widać bogactwo w każdym calu i setki modlących się postaci.

Kremlowski park zielone trawniki drzewa przystrzyżone na jednakowy wzór.Upał, że pot litrami leje się po czole i plecach. Kilku turystów rozkłada się na trawie, od razu policja i zadyma bo jak to deptać trawniki. Z jednej strony czerwone mury Kremla a z drugiej fontanny i kraina bajek. Ludzie fotografują się z postaciami z bajek więc i ja ustawiam się w kolejce do chłopa co złowił złotą rybkę, też powiedziałem jedno życzenie – zobaczę co z tego wyniknie, ale wychodzi na to że rybka głucha. Grisza opowiada kawał o złotej rybce z serii erotycznej widać że bracia za wschodniej strony znają te same kawały co my.

Pomnik Żukowa marszałka Rosji otwiera wejście na plac czerwony. Ogromne rozczarowanie – wydawało mi się że to miejsce jest ogromne a tu nic takiego. Dosłownie jestem rozczarowany bo jest ogromna różnica między tym co widziałem w tv a tym co na własne oczko. Do mauzoleum Lenina nie wpuszczają bo Leninowi skórka odpada i przechodzi lifting. Pani policjantka by podkreślić jaką ważna personą jest warczy na turystów by nie podchodzili do łańcuchów odgradzających od miejsca pochówków ostatnich władców Kremla. Ogromna cerkiew kolorowa jak z ruskiej bajki to najpiękniejsze miejsce na całym placu.

Patrzę na ten czerwony Kreml a Griszka chwali się mną i mówi że jestem przyjacielem z Polski – ach Polacy chętnie znowu byście opanowali Kreml słyszę od jakiegoś obdydołka, odwracam się i odpowiadam – obiecuję ci że już nie będziemy zdobywać Kremla i że to my Polacy byliśmy jedyną nacją, która zdobyła to historyczne miejsce



Czas na marzenia czyli poszukania miejsca gdzie był pochowany Wysocki – poeta, piosenkarz - dla mnie to miejsce miało większe znaczenie niż cała Moskwa.

Ach Wołodia wzdychnąłem pod Pomnikiem cmentarnym kładąc biało czerwone goździki bo to najtańsza opcja. Połam w połowie bo zabiorą i sprzedadzą raz jeszcze słyszę. Ileż to emocji wywoływały wiersze i piosenki Wołodii a teraz na małym cmentarzu w otoczeniu piłkarzy, bokserów największych sław sportu Rosji jest pochowany. Raz jeszcze na Plac Czerwony jest już chłodniej więc przebierańcy ruszają za chlebem a to postacie carów po Stalinów dwóch, każdy z nich kasuje w twardej walucie. Zagaduję i robię fotkę za jeden uśmiech.

Wokół Moskwy dużo jezior więc robimy całodniowa wycieczkę po malowniczych okolicach, kąpiele i grzyby ot cały dzień. Po południu wizyta u przyjaciółki mojego gospodarza – ot taka bliska mówi Griszka czasami mi chłopka struga, mruga porozumiewawczo może i tobie wystruga, chcesz? zapytał. Dziewczyna tylko się uśmiechnie i znika w kuchni. Przyjaciółka – ona też w sztolniach eksperymentalnych pracowała. Pieśni rosyjskie, kilka drinków i Grisza chwyta za tyłek przyjaciółki ale ta nie była zainteresowana.

Przyjaciel pomaga kupić bilet na elektryczkę i jadę sześćdziesiąt kilometrów od centrum Moskwy pociągiem bo jak mówi mój przyjaciel Grisza ubiją cię na drodze z Moskwy jak nic.

W pociągu jedzie młody chłopak, ma mi pomóc wysiąść. Był żonaty dwa dni i właśnie jedzie z dokumentem w reku że wolny. Kobiety w Moskwie to tylko pieniądze a jak nie masz to od razu kochanek, ale rozwód to moja wina. Ja jej miliony obiecywałem, których nie miałem. Wyjście z pociągu bez pomocy prawie nie możliwe, wysokie schody i jeszcze z metr do ziemi.

A jak niepełnosprawni dają sobie rade z tymi schodami? przecież nie mają szans wejść do pociągu? jak kaleka to po h… ma jechać pociągiem usłyszałem odpowiedz


CDN

[ Dodano: 10 Marzec 2014, 07:31 ]
Jutro 11-03-2014 Katowice -Giszowiec MDK Pod Lipami Podróż Hajera przez Ukrainę- Rosję-Chiny -Pakistan -Afganistan do Indii na nowe zdjęcia wesołe opowieści zapraszam w imieniu Organizatorów aaa na godz 18 wstęp bezpłatny HAJER

sekretarz - 14 Marzec 2014, 09:22
Temat postu: Hajer na Wałek
Podbijam temat na pierwszą stronę - Mieciu no to kiedy zaszczycisz kolegów z WSW osobistą prelekcją na Wałku ? - taką co to nie nadaje się do publikatorów , i pokaż tę obitą gębusię osobiście ,mam nadzieję że nie sprzedałeś deski żeby kupić rower ?. ;-)

sekretariat WSW - wydział ds.,promocji Hajera.

hajer - 16 Marzec 2014, 16:39

Kochani -proszę o wybaczenia Deski nie sprzedam do końca życia ,to deska dała mi tyle szczęśliwych chwil .Rower to przygoda .Obiecuję że na pewno przed kolejną wyprawą zamelduję się na wałku .
Pracuję nad kolejną książką więc czasu mało ,a i zdrowie szwankuje ale to wina moja nie pływam z wami .
Szykuje kolejną przygodę ale to po kolejnym odcinku przygód w Rosji HAJER

vonom - 17 Marzec 2014, 19:51

W odpowiedzi na temat.

Chłop jest w Wiadomościach na TVP 1. Właśnie oglądałem. Hajer jesteś sławny :)

hajer - 19 Marzec 2014, 07:52

JADYMY

Rosja a raczej Putin buduje autostrady ,zresztą wszystko co się dzieje za za zgodą i wiedzą Putina tak twierdzi większość moich rozmówców .Są odcinki trasy gdzie nie da się ominąć autostradę więc kilka razy trafiają mi się bramki z opłatami ,za każdym razem z godzinę zastanawiano się co zrobić z rowerem jak go wycenić bo jeszcze nie mieli takiego pojazdu w spisie i kończyło się na tym że nie płacę .Ruch jak w przysłowiowym Rzymie na tych autostradach ,moda na wyrzucanie wszystkiego przez okno samochodu ,a to dostaję plastikową butelką ,a i bardzo często zdarza się że palący pet przepala mi koszulkę ot los rowerzysty na Ruskiej autostradzie .

Za to jest armia sprzątających na tych trasach co prawda marnie opłacani ale roboty do końca sezonu praca pewna .Klapa silnika otwarta obok pojazdu śpi facet wyglądał na nieboszczyka więc dotykam go ,ale jest ok śpi klapę podniósł by policja go nie niepokoiła a ci czepiają się wszystkiego by skasować w kieszeń rubelki .Przy drodze sprzedawcy owoców ,większość to studenci ,często dostaję garść brzoskwiń czasami reklamówkę ,.Co studiujesz pytam -marketing i zarządzanie najczęściej padająca odpowiedz ,a czym będziesz zarządzał pytam z ciekawości ,przecież większość zakładów zamkniętych więc kim kierować ,a o to niech martwi się ojciec on był kiedyś sekretarzem ma chody więc coś się znajdzie do zarządzania na pewno .Toalety przy autostradach z czerwonej cegły ,ale wejść do środka nie ma szans ,tak z dwieście metrów co celu czyli dziury w ziemi wszystko szczelnie zaminowane ,ale jak już raz dotarłem do centralnego punktu to smród taki że łzy płyną z oczu strumieniem ,przy okazji można poczytać kto kogo kocha ,ot takie gówniane grafiki .W okresie jesiennej słoty i wiosenne roztopy w każdym mieście powinno się taki sracz postawić i pewne jest to że katar minie po kilku wdechach ,ot taki inhalator z stu procentowym działaniem .Rosjanie często zatrzymują się i dostaję butelki z wodą ,a to gotową kanapkę .Upały żar leje się z nieba więc często zatrzymuję sie na stacjach benzynowych i tu też nie chcą kasy za kawę ,zapraszają do stołu i pytania setki pytań o Polskę i Polakach -jak rower a jak zdrowie ,dziwni ci Rosjanie czasami ktoś zajechał mi drogę wyciąga sto rubli i pyta ty polak tak -tak odpowiadam i wręcza mi pieniądze ,za co pytam ot bierz na chleb u was bieda więc ci się przyda ,jaka bieda pytam ,bieda bieda widziałem w telewizji .A bywało że i większe sumy wręczali mówiąc że gdy byli w Polsce to i pomagali i teraz widząc pedałującego z Polską flagą chce się odwdzięczyć .Noclegi w krzakach nad rzekami lub jeziorami sama radość bo woda cieplutka rzeki czyste więc i ludzie nad wodą z namiotami .Wieczorami ktoś na akordeonie gra ,a to po mordzie się leją w pijackim amoku ot taki Rosyjski akcent nad wodą ,a czasami sami siebie biją jak jedna panna tydzień przed ślubem ,obijała sobie tyta czyli twarz bo obyczaj nakazuje by to przyszły mąż ją zlał choć raz przed ślubem ją uderzył a ona trafiła na dupka co ja kocha i bić nie chce więc sama się pobiła by teściowa i teść szczęśliwi byli ,ot cóż się nie robi dla bliźniego by radość w nim wywołać .A to trafiam na inżyniera co studiował w Wrocławiu a teraz sprzedaje warzywa bo zakład zlikwidowali ,a to oficera który pracował w Polsce i dobrze mu było a teraz nad morze do kurortu by reumatyzm leczyć .W Woroneżu podziwiam ogrom Wołgi -statki prują w jedną w drugą ,miasto nowoczesne piękne położone na skarpie tak by podziwiać rzekę ,brak bazgrołów na murach aż zazdrość ,u mnie na osiedlu wiadomo kto kogo kocha jaki klub sportowy jest na topie wszystko napisane na murach na klatkach schodowych .Ot sto kilometrów jest klasztor słynie z cudów słyszę ,jedziesz rowerem jedz tam odpoczniesz na pewno ,polecają miejscowi .

Szukam klasztoru ale on ukryty w jarze jak z powieści Sienkiewicza ,nie da się zjechać w dół więc naciskam na hamulce a rower i tak toczy się w dół .Dziwne miejsce bo klasztor usadowił się w zakole rzeki tak że nie widać go z drogi a gdy dotrze się na dno jaru dokoła białe skały wapienne przyozdobione w złote kopuły dodają urokowi .Sam klasztor nie wygląda ciekawie i robi wrażenie ubogiego po tych które widziałem po drodze .Wchodzę do klasztoru ale nikogo nie spotkałem ,wszyscy na mszy w cerkwi ,dwie godziny czekam słuchając pieśni cerkiewnych .Pytam o zgodę postawiania namiotu .Ojciec Ignacy przeor klasztoru nie pozwala mówiąc że jest miejsce w pokojach dla gości .Rower każą zamknąć w szopie a ja dostaję miejsce w pokoju z dwoma chłopakami mają jedenaście i czternaście lat ,mama ich do klasztoru wysłała na wakacje by pracowali bo zaczynają dorastać i fujarki zaczynają im się dźwigać jak to określił jeden z nich .Kolacja to kasza z skwarkami i chleb ,jem z kobietami które odwiedziły klasztor .Kaszy nie lubię od czasów gdy służyłem w wojsku tam na okrągło kasza i śledzie w rytm piosenki ,,to jak nie kasza to mamałyga jeden wpierdala a drugi rzyga ,,ale nie chcę nikogo obrazić więc kilka łyżek przeszło przez gardło .

Ojciec Ignacy zaprosił mnie na rozmowę ,pyta o plany więc jak dowiedziałem się że mogę w klasztorze przebywać ile zapragnę pod jednym warunkiem ,nie będziesz pił alkoholu ,a jak chcesz możesz z nami pracować ,od razu ucieszyłem się .Klasztor leczy alkoholików ,większość to ludzie którzy walczyli lata temu w Afganistanie .Gdy wróciłem do pokoju chłopcy już byli w łóżku i kiedy już po prysznicu mam zamknąć oczy jeden z chłopaków zapytał czy gdy byłeś w naszym wieku to też ci stawał ,uśmiechnąłem się i odpowiadam no tak ,a widzisz to normalne jeden z braci i gasi światło .W nocy ktoś chodził po korytarzu i wył

Rano śniadanie śmigam z mnichami ,kasza z skwarkami i herbata ,ale nie marudziłem i jedną miskę zjadłem ,podział pracy i ja mam zbierać czosnek z jednym alkoholikiem .Idzie nam dobrze do poludnia zebraliśmy dwa kosze czosknu ,upał niesamowity więc w południe chowamy się pod krzakiem .Spałeś w nocy -nie za bardzo bo ktoś chodził po korytarzu i wył .To ja usłyszałem nie mogę czasami spać to chodzę i płaczę .

Byłem młody miałem szesnaście lat kiedy wysłano mnie do szkoły wojskowej ,i rok puzniej byłem w Afganistanie .Podczas jednego z patroli wyleciał samochud w powietrze zginęło kikanaście chłopaków szczątki porozrzucane po całej okolicy ani jednego całego ciała ,wszystko spalone szok ,dowódca dał kilka karnistrów z wódką i rozkazał okoliczną wioskę zrównać z ziemią .

Wpadam do chaty tam siedzi kobieta z dzieckiem przy piersi ,chcę wyjść gdy wpada oficer i każe mi ja zamordować ,tak się bałem ale on przystawił mi pistolet do głowy mówiąc jak nie zastrzelisz to ja ciebie ubiję ,pociągnąłem za spust i tylko mózg rozlał się na scenie ,dowódca poklepał mnie po ramieniu zadowolony i wyszedł

Dziecko płakało i zrobiło mi się go żal i co zrobiłeś zabiłem przebiłem bagnetem .Do dzisiaj to dziecko przychodzi nocą do mnie ,piłem by zapomnieć ale to nic nie dało ,teraz jestem już drugi rok na leczeniu .Do wieczora uzbieraliśmy jeszcze dwa kosze czosnku w milczeniu .Kolejne dwa dni to praca przy układaniu cegieł i kąpieli w rzece zwiedzanie jaskiń z chłopakami .

Rano ruszam o godz czwartej na kierownicy roweru mam pakunki z jedzeniem i święte obrazki .Rower wypycham z wąwozu i schodzę po sakwy .Do Rostowa nad Donem docieram w południe -duże piękne miasto ale mijam je i nocuję nad rzeką ,woda cieplutka i ciepło więc nie rozbijam namiotu ,w nocy ktoś podszedł i chwytam flagę kopie w rower i wrzeszczy że polaków nienawidzi .Zrywam się na nogi i widzę że pogięte przerzutki szok o jeździe nie ma mowy ,i co durniu robisz rower czeski więc to mnie powinieneś w mordę dać a nie rower kopać ,koleś podrapał się po głowie mówiąc ot ja durny nie wiedziałem CDN

[ Dodano: 9 Kwiecień 2014, 17:11 ]
JADYMY

Rower nie nadaje się do jazdy -szok pogięta tarcza przerzutek ,no koleś miał kopa .Mam jeden bieg więc wracam do Rostowa nad Donem ponad czterdzieści kilometrów -dobrze że płasko .Odwiedzam jeden z warsztatów ale ci rozkładają ręce brak części zamiennych ,dopiero od taksówkarzy dowiaduję się że jest sklep z warsztatem .

Rower zabrali do mechanika .Sklep ogromny jak na warunki Rosyjskie na parterze rowery na pierwszym piętrze części i akcesoria a w piwnicy warsztat ,okazało się że trzeba wymienić dętki opony ,łańcuch i właściwie wszystko zostaje rama i szprychy ,siodełko aż mnie ciarki przechodzą bo ceny w sklepie jeszcze raz jak u nas .

Właściciel sklepu zabrał mnie na obiad z kilkoma znajomymi ,opowiadam o północy i przygodach w Rosji śmiejemy się ale mnie ciągle chodzi po głowie rachunek więc delikatnie mówię że nie wiem czy starczy mi kasy na remont roweru .No co ty nie obrażaj nas to Rosjanin zrobił ci przykrość więc my mamy przyjemność naprawić to co inni zepsuli .W sklepie dostaję jeszcze zapasowe łatki dętki i jedną oponę .

Mobilizacja w mieście bo kto ma rower podjechał pod park ,tam umówiono się że odprowadzą mnie na rogatki miasta ,rewelacja kilkadziesiąt osób dzwoni dzwonkami i w takiej kawalkadzie jadę przez miasto ,nie ukrywam radość jakiej nigdy nie zaznałem .Po przekroczeniu mostu na Donie zostaję sam .

Kolejny odcinek autostrady płatnej ale nawet nie pytałem czy mogę i tak pięćdziesiąt kilometrów nowej drogi gdy moglem odbić na mniej uczęszczany szlak .Na kolejnym odcinku budują toalety ale i tak to samo czyli ściana i za ścianą z czerwonej cegły dziura ot toaleta ale tłumaczą mi że taki sposób jest najlepszy oszczędzasz wodę i papier toaletowy ,tu nie wersal więc musi pachnieć nie koniecznie perfumami .

Kilka kilometrów przed Morzem Czarnym kolejki samochodów w tumanie kurzu nie da się jechać więc ostatnie pięć prowadzę szok to mało ciężarówki wbijają się i nie ważne że blacha trzeszczy ,kłótnie kilka razy bitwa na pięści ,jest sklep z piwem więc browarek i kibicuję tym z samochodów osobowych bo słabsi ale z pomocą się nie wyrywam .

Jestem na ulicy która prowadzi do centrum Soczi ,same osobowe droga zatkana na kilkadziesiąt kilometrów w jedną i drugą .Hej dołącz do nas słyszę z kempingu kiwają na widok mojej flagi .Przystanąłem przy bramie jednego z kempingów i poprosiłem o wodę -oczywiście ile zapragniesz dobrze schłodzonej .A ty Industraniec zapytał właściciel kempingu tak jestem z Polski ,i w odpowiedzi po cichu słyszę ja Gruzin tylko nie mów nikomu tu Gruzinów nie lubią .Rower schowany do blaszanej budy ,a mnie pokazano miejsce do rozbicia się pod ogromnym drzewem dający cień .Kemping z piętnaście metrów szeroki i od razu skarpa i w duł z trzydzieści jak nic ,namiot blisko namiotu szczelnie wypełnia każdy metr .Za sąsiadów mam moskwiczan ,na pytanie ile do Moskwy a tak z 350 km czyli kilka tysięcy kilometrów by się rozbić dosłownie przy drodze.Kurz i spaliny to dodatek za miejsce nad morzem tak jakby opłata klimatyczna w postaci obłoków dymu wydobywających się z rur wydechowych a kategorie samochodów raczej nie skłania do katalizatorów ,to jedyna droga do centrum Soczi więc dodatkowo kurz jak podczas urabiania skały w uskoku węglowym więc jak na kopalni ,larmo czyli ryk silników ale komu to przeszkadza są wakacje .Moi sąsiedzi poszczają muzę na cały regulator ,a głośniki z mocą więc 1-0 dla tych co na wakacjach muzyka o barwie Kaukaskiej więc dla żartu biorę nóż w zęby i zaczynam tańczyć na co podłączył się sąsiad i już zapraszają do stołu ,nie było wyjścia jeden za Polskę drugi za Rosję Do wieczora śpię jak noworodek .Dawaj na dyskotekę ,widzę panie wyglądające jak by szły na bal sylwestrowy szok szpilki złocenia piersi wylewają się z dekoltowanych sukienek ,plecy nagutkie koszące .Wzdłuż drogi do miasteczka ruch nie maleje a tylko klaksony oszalały na widok pań .Dancing dyskoteka zwał jak zwał panie od razu na podłogę z desek ruszają w bój zdejmują buty i już szaleją ,panowie statecznie jak na wiejskiej zabawie ,zasiadają pod ścianami i na stół lądują butelki z procentami i w różnym zabarwieniu z przewagą siwego

Ty polak coś ocipiał dawaj z nami do stołu ,ja wolałem z paniami zatańczyć ,kiwnęli na mnie ręką mówiąc że jestem stracony dla męskiej części . Jaką lubisz piosenkę ,białe róże i po chwili biorą mnie w kółeczko i słyszę tą piosenkę w wykonaniu Ały Pugaczowej ,Koło północy męska część leżała już pokotem i wracam z kobietami nikomu nie chce się spać więc siedzę do białego rana przy ognisku .

Plaż resortowych też nie brakowało a to wojskowa, policyjna ,nauczycielska górnicza .Większość domów wczasowych wysoko w górach więc na plaże można dostać się windami i tunelami ułatwiającymi dostęp do morza .Upały ,pot litrami cieknie nie tylko mnie ale i dziesiątką tysięcy kuracjuszy .Przed samym centrum budują tunele więc wyciągam aparat fotograficzny i robię zdjęcie słyszę ,a w mordę chcesz nie wolno robić zdjęć ,rób zdjęcia pięknych budynków ulic a tu nie masz czego szukać .Robię zdjęcia centrum pięknym cerkwią cały dzień biegam po mieście ,wszyscy mówią że olimpiada jest w Adler tam jedz tam zobaczysz czary cuda budowane na olimpiadę .Piękna aleja szeroka obok dwa hotele światowej marki i nagle zaczyna uginać się asfalt ,początkowo pomyślałem że nie zabrałem tabletki na błędnik i on szaleje gdy nagle zapadam się pod ziemię Cdn

[ Dodano: 28 Kwiecień 2014, 10:10 ]
http://www.granice.pl/kultura
Tak na marginesie książka moja najnowsza uhonorowana a dla mnę nagroda literacka o czym OGŁASZAM HAJER

[ Dodano: 29 Kwiecień 2014, 20:03 ]
JADYMY

Wszystko w zwolnionym tempie ,widzę jak z sakwy wypada kamera ,aparat i zgrzyt rozjechanego obiektywu .Bieganina ,krzyki i widzę stoi nade mną tłumek ludzi ,jedni krzyczą ,, lekarza , ,pogotowie inni policja dwie osoby wskakują do wykopu i delikatnie mnie obmacując pytają czy nie mam czegoś złamanego czy mam czucie w nogach rękach .Dosłownie nie mogę słowa wypowiedzieć bardziej strach i zdziwienie że ziemia się zapadła. Dobrze że w wykopie nie było prętów a glina więc to trochę zamortyzowało upadek .Wyciągnęli mnie i pomogli pozbierać dokumenty ,nic mnie nie boli bo szok .Ktoś zadzwonił po policję .Paszport przeglądają mruczą coś pod nosem ,w końcu mówię że mam ubezpieczenie i czy nie wypisali by odpowiedniego dokutemu aparat skasowany ,kamera nie działa .Ocenili że sprzęt wart jest dwa tysiące dolarów i za dwieście napiszą mi odpowiedni dokument .Ja łapówek nie daję odpowiadam grzecznie ,no to my dziury nie widzimy ,i odjechali w siną dal .Próbowałem jeszcze raz dzwonić ale na komiędze odpowiedzieli że znają sprawę i wiedzą że tam żadnej dziury nie ma a jak się będę upierał to wpierdolą mi kilka palek bym dziury nie widział .Co robić jadę w kierunku Adlera ,przed tunelem prowadzącym do miasta rozbijam namiot ,w nocy pocę się z bólu to prawe ramię daje znać o sobie ale co robić biorę tabletki na ból.Mijam pracowników co kładą asfalt ,ale z tyłu z sto pięćdziesiąt metrów kolejna firma kopie dziurę i kładzie kabel ,obok rozbierają chodnik bo i oni coś zapomnieli Pytam to co nie lepiej zaczekać i kłaść asfalt później ,nie ma mowy tam z tyłu to inna firma i oni maja inne zadania słyszę no tak a zresztą co mnie to obchodzi bawcie się dobrze Jedyna budowla w całości gotowa to budynek lotniska sieją trawę a raczej coś co przypomina trawę takie cudo wyścielali w centrum Soczi ,podobno gdy pada śnieg potrafi roztopić i w dalszym ciągu widać soczystą zieleń .Plakaty kolorowe zasłaniają wysypiska śmieci ..Przed kolejnym tunelem kolejka podobno na kilkadziesiąt kilometrów ,obok drogi rozstawił się sprzedawca pierogów ,a to z serem kapustą ,pyszności zajadam się i pytam o cenę ale nic nie chce i dostaję kilka na drogę ,a pozdrów polaków słyszę na odchodne .Dziwni ci Rosjanie zapraszają najczęściej ci co służyli w Polsce widać zaznali trochę radości w naszym kraju .Jazda jest skazana na porażkę ,właściwie pcham rower bo tunele zatłoczone i zderzak w zderzak po kilka metrów się przesuwam ,dopiero jak minąłem tunele okazała się przyczyna zatoru .Gigantyczna prześwietlarka wszystkiego ,podchodzę i pytam czy mogę do kolejki odburknął co robić jadę pod prąd na co Rosjanie co ty durny dawaj na zad ty na rowerku .Jeszcze raz pytam mogę dalej a maszyna gdzie ot stoi pokazuję ,,no to na huj czekasz ,blokujesz kolejkę no miłego dnia życzę Docieram do obozowiska Turków pracujących przy budowie obiektów sportowych ,pytam czy mogę namiot postawić ,nie ma potrzeby masz spanie u nas w pakamerze część chłopaków wyjechała ,warunki mają super na dwóch kabina z całym zapleczem .Wywołałem u nich podziw więc od razu dają mi instrukcję jak się poruszać by nie podpaść władzy ,a uczuleni są na bezpieczeństwo więc tak nie paraduj z tą kamerą .Rano leci ptak ,o patrz na to ,widzę leci ptak ,nie ptak słyszę odpowiedz oglądaj koronę drzew obraca się sam czubek tam maja zamontowaną kamerę i każdy ruch oglądają pojedziesz dalej zobaczysz lepsze cuda .Kurz niesamowity ,co prawda kamera nie działa więc pierwszy napotkany bezpiecznik pyta o pozwolenie na filmowanie ,odpowiadam zgodnie z prawdą że nie mam i że nie filmuję kamera jest zepsuta i tylko czasami zaglądam czy działa to mi wolno prawda ,pokazałem pan sprawdził że nie działa zobaczył paszport i warknął że za dwa dni będzie to strefa bezpieczeństwa i bez przepustki specjalnej już nikt się nie dostanie ot taki folklor .Po prawej stronie rzeki robota wre ,tam setki samochodów betoniarki wszelkich firm stoją w kolejce by dolać betonu w skazane miejsce .Rzeka w kolorze betonu i ktoś podchodzi i mówi że Jaskuła ,nie widzę odpowiadam no tam w dole będzie jechał pociąg 160 km na godzinę Jaskółka się nazywa ,a panimaju ,a już tyle jechał raz jak przyjechał Putin ale więcej jak 40 nie przekroczył ,ale jak będzie trzeba to dwieście na pewno z niego wyciągną .To wasza konstrukcja pewnie że nasza ,a czemu na samym środku zbudowana nie boicie się że przyjdzie powódź im zabierze Jaskółkę do morza ,kiwnął i poszedł sobie .Skocznia narciarska tu też dziesiątki ciężarówek wiertnic .Flaga polska łopocze na wietrze i ktoś mówi ty Polak to dla was ten cały cyrk ,no jak to dla nas ,a dla was bo Polacy w skokach silni ,ale o mało nie skończyło się katastrofą ,cała góra się zaczęła osuwać się i dużo nie brakło a skoczni by nie było teraz ratujemy Ratujcie towarzysze ratujcie byle by zdążyli dla Polaków medali naprodukować odparłem z radością Faktycznie wiertnice wiercą otwory do których wlewają gigantyczne ilości kleju betonu ,kilka kolejek ukończonych w tym jedna turecka .Budowa na całego setki dźwigów tysiące robotników ot tak normalnie jak na budowie wydawało by się że bardaszka ,ale nie to powstanie na pewno ,podjeżdża samochód na włoskich blachach i meble wyładowują na to rzucają kafelki ,nie szkoda tak no co ty te uszkodzone nam odsprzedają i jest oki ,no tak a za ile czasami za 1 % super .Jedno osiedle stało już gotowe ,piękne w pastelowych kolorach ,podchodzi dziewczyna i pyta w czym mogę pomoc ,noclegu szukam ,no tu na razie nie ma takiej opcji ,jak nie mam jak wszystko gotowe ,-normalne goście przyjadą na olimpiadę to będą wpuszczać a teraz jeszcze poprawki ,to gdzie mogę namiot rozstawić -gdzieś nad rzeką ale żeby cię nie widzieli bo policja się czepia +.Piękne zielone miejsce nad rzeką ,nie jestem sam obok stoją dwa namioty ,ja próbuje rozbić mój ale ból ręki jest niesamowity więc stękam .Pomogę dawaj i pomaga mi Rosjanin namiot stawiać .Opowiadam o dziurze w drodze o policji a on ze to normalne .Zaczekaj zapytam zonę czy nie ma jakiegoś zastrzyku dla ciebie i niech cię zobaczy ,co prawda ja też jestem lekarzem ale innej specjalizacji .Pani doktor mówi że powinien mnie zbadać ortopeda ,złamań nie ma dostaję zastrzyk i umawiam się że rano mnie obudzi na kolejny bo odjeżdżają ,po krótkiej chwili zastrzyk zaczyna działać i zapominam o bólu .Pan doktor zjawił się z buteleczką gruzińskiego koniaku i sączymy kielonka .Byłem oficerem w czołgach o to się dobrze składa bo ja kapral ale tylko dwa lata ,ostatni czołg to T72 z jakiego strzelałem i tu opowiadam dane techniczne które pamiętam .A ja od razu pytam to jak to się stało że z czołgisty jest lekarz .Na emeryturę wysłali ,moja żona była lekarzem więc coś się znałem ,u profesora z górnej pułki kupiłem tytuł lekarza za dziesięć tysięcy dolarów tyle mnie komplet dokrętów kosztował .Jako lekarz inwestycja zwróciła się po roku ,małe miasteczko a ludzie chorowali i chorować będą ja dwieście rubli biorę za wizytę więc do mnie kolejki ,przepisuje na grypę na inne pierdoły ,jeszcze do niedawna na prowincji to p prezerwatywy pisałem na recept ,ale jak nie wiem co pacjentowi dolega to wysyłam do żony to się zmienia ,ale za skierowanie biorę sto pięćdziesiąt ,żona kasuje dwa tysiące .Przyjechałem dzieciom pokazać gdzie sie urodziłem ,ot po drugiej stronie rzeki ale podejść tam nie ma jak ,pięknie tam na tamtym brzegu no tak ale większość co widzisz to plastik ,banerami kolorowymi zasłonili i pięknie jest .Tu chodziłem do szkoły a tu był nasz rodzinny dom tylko się śliwa została ,ale już dzika jak moje dzieci ,ach to były czasy westchnął .Rodzice nie doczekali zmarli jedno za drugim jak

tylko przyjechały koparki i zaczęli ludzi wywozić ,owszem odszkodowania po tej stronie rzeki dostaliśmy i to wysokie ,gorzej z tymi po drugiej stronie ulicy tych to ogrodzili jak w getcie i nic nie dostali .podobno po olimpiadzie ploty rozbiorę i ci z lewej zaczynom normalnie żyć normalnie ale czy oni będą normalni tyle lat za płotem .Jeszcze po kielonku i opowieści ciąg dalszy ,tu ryby i raki łowiłem na koszyki teraz żaby nie znajdziesz trzeba długich lat aby ta rzeka odżyła ,szkoda gadać i łezka popłynęła ,ale co robić olimpiada jest dla nas ważna .Życzę wam by tak było .Rano już nikogo nie było ,ale po godzinie przyjechała sama pani doktor i wbiła mi kolejna blokadę ,poklepała po ramieniu i ot maładiec ,szczęśliwej drogi .Jaka podjąć decyzję mam szanse zostać do olimpiady i być wolontariuszem ale z drugiej strony jak zacznie boleć .Ruszam do Soczi dalej na morze Azowskie i tam zadecyduje .Po dziurze gdzie wpadłem prawie nie ma śladu .Stróż który mnie zapamiętał mówi mi że zaraz jak odjechałem to całą noc sypali kamienie i rano położyli asfalt ,ale idź zobacz to partacze bo dziura na nowo się robi ,faktycznie już metrowa rozpadlina .Ot tak i cała droga na chybcika zbudowana ,po olimpiadzie będą długie lata naprawiać ,a da Bóg to wcale zostawią na pamiątkę po tobie śmieje się .Mam spotkać się z miejscową dziennikarką ,ale gdy opowiedziałem jej telefonicznie o dziurze ,nie ma takiego numeru usłyszałem w słuchawce .Soczi żegna mnie deszczem ,piękne miasto .Za rogatkami dogania mnie rowerzysta dawaj piwo wypijemy na kempingu Do Soczi jeżdżę od kilku lat tu się dobrze kradnie .Rosjanie maja pełne portfele i jak popiją tom ja jestem w raju .A teraz cholerna olimpiada i żyć się ni jak nie da tyle policji wojska ,zobacz i zdejmuje spodnie całe dupsko sine zbite nogi do pięt ,teraz tylko wiełasipied podpiżdził by do domu zajechać ot niesprawiedliwość ,a tu takie portfele się zjadą z całego świata ,od dziś obowiązuje specjalna przepustka ,bez niej nie lzia .Pożegnałem się z czyścicielem cudzych kieszeni i na nockę kolejny kemping już znajomi Rosjanie krzyczą ,,Wieczysław kochany zawitał CDN

[ Dodano: 14 Maj 2014, 08:50 ]
JADYMY Uśmiechy na twarzy moich Rosyjskich przyjaciół łagodzą ból. Opowiadam o przygodach i złodzieju lekarzach szemranych, i upadku w Soczi opowiadań nie ma koca. Nic to Wieńczysław odpocznij z nami. Trzy dni odpoczywam jak zwykle te same ceremoniały, czyli dyskoteka wieczorem z paniami i rano opowieści panów o młodzieńczych podbojach w młodych latach. A wtedy ja tą a tą mnie, a ja byłem szczupły i mniej piłem, no właśnie mniej piłeś dodałem. Pojedziesz nad morze azowskie to zobaczysz, Putin zmienia Rosję z tej pijanej na rozrywkową, to znaczy zapytałem, na wina mamy się przesiąść, i być jak Francuzi, ale takie mody już u nas były i nic to nie dało, podniosą cenę wódki nikt w sklepie nie kupi bo za droga, bimbrownicy w szczycie sezonu teraz są bo wódka zdrożała o 30% ale szybko stanieje bo skarb państwa ma wydatki, a i ludzie tak nie piją jak kiedyś, w sklepach telewizory, radia samochody wszystko jest tylko pieniądze mieć i ludzie zaczynają myśleć inaczej. Mykam w kierunku morza Azowskiego, czasami ktoś na koniku mnie przegania uśmiechając się, to kozaczyzna słyszę od chłopaka, dawaj dojedz do Tjumenia zobaczysz nasze muzeum, dzięki za info. Po drodze bazary kupuję koszulkę marynarską i dostaje czapkę kapitana armii Rosyjskiej, bawi mnie to zakładam czapę i mknę jako kapitan. Zza górki ukazują się piękne plaże żółty piach to wszystko z prawej strony a po lewej jak okiem sięgnąć to hektary winnic, na których przygarbione kobiety z kopaczkami w niesamowitym upale w i sadzą nowe odmiany, to spółdzielnia słyszę, było kołchozowe teraz jest prywatne, lepiej teraz czy kiedyś, lepiej nie mówić za dużo, ale kiedyś to,, ,, rozumie jak w całej Rosji. Napotykam muzeum nad brzegiem morza, wojenne bilet jakieś śmieszne pieniądze, ale biletu nie ma dowiozą a bez biletu nie wolno, a kiedy dowiozą, a czort zna jet, popilnuj mi rowerka je nie będę wchodził do, środka tylko obejdę dokoła i wrócę. A ty kto jak zwykle odpowiadam że dobroduszny Polak i od razu w dziadku pękło a idź zwiedzaj bo jak nie dowiozą biletu to wstyd mi będzie. Chodzę po polu pełnym złomu czyli tanki od T34 doT72 wszystkimi tymi typami jeździłem więc wspomnień czar. A to pociąg pancerny organy Stalina to wszystko tak na pokaz, ale fajne miłe, po drugiej stronie część marynarska czyli miny baby głębinowe. Dzidek się wzruszył jak mówiłem gdzie mieszkam co robiłem bo też pracował w Donbasie jako górnik i wie co to za praca ja jeszcze podpowiadałem nazwy maszyn jakie nam sprowadzali w ramach radosnej twórczości i co dobre były, badziewie jakich mało na tym się pracować nie dało, za kombajnem z dziesięciu na łopacie musiało czyścić co kombajn urobił, teraz wszystko ładuje się samo i odbywa automatycznie, już w dwutysięcznym roku w kombajnach zastosowali komputery, to co górnicy robią, tylko kontrolują prace, no tak dobrze to jeszcze nie ma, ale kiedyś może. Dostaje butelkę bimbru na drogę i zjeżdżam nad morze. Zakopało się żiguli ot takie autko Ruskie, pomagam wypchać z piachu a na moim bagażniku ląduje z dziesięcioro kilogramowy arbuz, jak go wieść więc zapinam gumę i jazda. Jedyny płatny kemping słyszę jest za dziesięć kilometrów tam mają wodę pitną i prysznice. Właściciel pyta na jak długo, sam nie wiem odpocznę i może dalej pojadę. Wildze na samochodach niemieckie blachy więc od razu "guten tak" a tu zdrastwuj, a ty kto,, germanie,, nie ja dobroduszny Polak, cha cha a ten dobroduszny to z kąt, a tak Ruscy nie nazwali więc tej wersji się trzymam.

Siadaj z nami my Niemieccy Rosjanie jak w dwu tysięcznym roku, kto miał dokumenty po dziadkach przodkach że był w Rosji na ochotnika a czasy sięgają carycy Katarzyny drugiej to mógł wyjechać do Niemiec, i myśmy tak zrobili. a teraz jako Niemcy na rosyjskiej ziemi balujemy na wakacjach. Horst wyjechał z zoną pierwszy ale ona długo w germ ani nie wytrzymała wróciła na Ukrainę i wzięła ze mną rozwód, ot i ja sam, no nie sam bo mam Daszeńkę przy sobie, o niej później. Dima parskną i dolna szczęka ląduje na stole, ktoś parskną śmiechem bo kibiców co nie miara, podaję mu z jednej strony cały garnitur złotych złotych zębów do połowy a druga normalna plastikowa, widzisz jak jechałem do Germanii to grosza nie miałem więc połowa zębów wyrwana i sprzedana na drogę a druga zostaje na gorsze czasy, a że jedna strona cięższa to i wypadają ale zawsze majątek mam przy sobie. A jak was w Niemczech traktują, zapadło milczenie przez chwilę. No jak normalnie, pomogli dali mieszkanie pracę, a dużo renty inwalidzkie ot jak NIEMCY, a jak do was się zwracają, no jak Iwan, wiemy że z dwa pokolenia muszą zaczekać aż się do nas przyzwyczaja. Ja mam dobrą pracę w Mag donaldzie odbieram przesyłki i pracuję na nocną zmianę, poznałem Irinę ona też samotna w Niemczech więc razem kulamy nasz los. Zostań z nami zaraz jeden wybiera się do domu to miejsce się znajdzie my zapłacimy za ciebie, każdy namiot postawiony był pod wiatą bo temperatury przekraczały 45 stopni w słońcu a wiata dawała gwarancję że słoneczko tak nie paliło. Zgoda kilka dni w słoneczku z fajnymi ludźmi jak najbardziej. Pierwszy wieczór idziemy degustować lokalne wina -jestem pod wrażeniem wina cudowne zapachy i dziesiątki odmian aż się wierzyć nie chce, nocna kąpiel w błocie przynosi mi niesamowitą ulgę, wskakujesz do basenu o głębokości jednego metra i zanurzasz swoje ciało w mazi aj jaka ulga po spłukaniu praktyczne nie masz zmarszczek a ciało gładkie jak u nowatorka, wieczorem schłodzono mój arbuz i podano z trunkiem więc smaczni i wesoło, nikt się nie upił a alkoholu poszło co nie miara.

Namiot rozbiłem koło jednego gościa cały na łyso z wydatnym brzuchem, facet zaskoczył mnie tym że codziennie rano jak się budził wypijał szklankę wypełnioną po brzegi wódką i tylko nabrał powietrza i pociągnął aż mu pot na całym ciele spływał, odczekał małą chwilkę i dawaj powtórka, z ciekawości pytam ile potrafisz wódki wypić z z dwa trzy litry się zdarza.

Rozmowa się nie klei ale gdy opowiadałem że jechałem rowerem przez Zielonoborsk aż się zapalił z ciekawości co do mojej trasy

Ja byłem kilka lat komendantem więzienia w Zielonoborsku opowiada, to jest ciężkie więzienie nie dawno wykonywali tam na skazańcach wyroki, obecnie,, gady,, czują się bezpiecznie za kratownic Rosja podpisała jakieś głupie rozporządzenie i całe to ścierwo żre i sra na koszt państwa ja to przynajmniej ich naubijałem jak much.

Jak to naubijałeś, normalnie dostał taki wyrok i był kat a jąkale jak on był chory to ktoś gada musiał zastrzelić to bywało że w jeden dzień z mojej reki poszło kilku, nalał kolejną szklankę gdy z namiotu krzyk spij jeszcze pijaku.

Koło południa całe towarzystwo proponuje mi iść zagrać w totolotka ale gramy na ruble po 100 wrzucamy do kapelusza obstawiamy i kto wygra bierze za każdym razem pule, trochę się tłumaczę że sam w totka nie gram bo jestem szczęśliwym człowiekiem i grać nie muszę, ok trzy zakłady ci obstawimy za darmo zwyciężysz to twoje pieniądze będą ok.

Co robić nie odmawiam.

Totolotek polegał na tym że koło południa na plażę podjeżdżały autobusy napchane turystami ci tylko marzą o kąpieli w morzu, na wydmach była tylko jedna toaleta która jak nagrzała się do czerwoności nie można było się dotknąć by się nie oparzyć a że w toalecie była tylko mała dziura by trafić należało się dobrze nagimnastykować.

Zakłady tyczyły tylko trzech pozycji i tylko kobiet.

Pierwsza wejdzie i wyskoczy z majtkami na kolanach i uderzy twarzą w piach

Druga majtki na kostkach ta sama pozycja

Trzecia to że majtki ubrane i otrzepie się i pójdzie dalej.

Ja raz wygrałem obstawiłem trzeci pozycje. Ciekawiło mnie to że żadna z tych dam nie odwróciła się i nie powiedziała dziewczyny uważajcie poparzycie się dotykając tych blach, co niektóre jeszcze podchodziły do nas i dołączały do zabawy. to Był główny gwoźdź programu codziennego.

Kolejną atrakcją była dziewczyna z Kazachstanu którą Horst poznał przez randkowe fora, cztery dni jechała by się z nim poznać, toć to Niemiec warto było. wieczorem koło 18 była woda chłodna do kąpieli więc panie miały pierwszeństwo a Kazaszka w pierwszej kolejności. Po kąpieli ubierała zajebiście kolorowe skarpety jak klauni w cyrku i czekała kiedy Harst się obudzi z pijackiego amoku bo z komendantem więzienia najczęściej balowali,

A gdy ją zauważył wchodzili do namiotu i tylko piorą leciały, a towarzystwo zadowolone mówiło od kogucik z naszego Horsta oj kogucik, Po takim seansie zasiadali za stołem jak by nigdy nic

Zapytałem Horsta czy to jego miłość uśmiechnął się i mówi w następnym roku przyjedzie druga i to wszystko tyle bab na świecie że nie warto się jedną przejmować skomentował. Opuściłem moje towarzystwo po trzech dniach wzbogacony o kilka set rubli wygranych w totka bo resztę pokrywali Niemcy, Tiumeń jeszcze zaliczony czyli skansen miły duży ale to rozrywka dla kozaków bardziej oni więcej rozumieli. CDN

sekretarz - 17 Maj 2014, 11:24
Temat postu: Pakamera Hajera
Mieciu - nie wiem czy wiesz ale niebawem - bo w sierpniu, minie rocznica tego posta pod tytułem "NeverEndig Story-Hajer history" ;-) .Pisz śmiało dalej ,bo chociaż piszesz językiem dosyć specyficznym i z błędami , ale zrozumiałym, i rozumiemy że to z pośpiechu :-) .
Jednak dobrze by było abyś pokazał gębusię na Wałku ,bo jak nie, to Zarząd podejmie uchwałę o przydzieleniu punktów karnych ,a w konsekwencji utracisz prawo jazdy windsurfingowe :mrgreen: .

hajer - 23 Maj 2014, 08:10

Szanowny Panie Sekretarzu ,fakt że pisze bloga na kolanie ,ale to specyfika Hajera ,to nie książka ,przy pisaniu książki mam korektorkę ,a tu luzik .Co do Wałka moje marzenie choć raz wypłynąć w tym sezonie ,ale los gotuje mi kolejna podróż -tym razem Azja Środkowa .W planie było ruszyć z Katowic przez Iran ale jak to bywa zdrówko z lekka padło i lecę 4 czerwiec samolotem do Bikszeku w Kirgistanie i do października jazda po niebiańskich górach ,w planie też Afganistan i pik Lenina .Zanim wyjadę to wkleję ostatnią część mojej podróży czyli powrót przez Ukrainę .
Do 4 jeszcze kawałek czasu więc postaram się na wałku pokazać . Hajer

[ Dodano: 13 Sierpień 2014, 09:30 ]
JADYMY

UKRAINA

Do granicy wiedzie grobla nazwa Port Kaukaz stąd odpływają promy na Krym ,kolejka duża wszyscy karnie czekają na swoją kolej bo poszczają po diwa samochody zamykając szczelnie za sobą drzwi by nikt nie widział co się za kratą dzieje ,kupuje bilet Ruscy poszczają mnie bez kontroli kilka ciepłych słów i o nic się nie pytajna co wiozę gdzie jadę .Do ekipy dotłoczyły jeszcze dziewczyna i dwóch z Moskwy jadą dokoła Krymu .Kercz Ukraińcy puszczają Ruskich a mnie na części pierwsze rozebrali wszystkie bagaże przez skaner i rower osobno ,nie mieścił się więc osobno koła i co było robić bez sensu kilka godzin stracone ,próbowałem się dowiedzieć czego odszukacie ale on tylko ,,paszoł w pizdu , tak i ja paszoł .nockę spędzam w szczerym polu przy wjeździe łapie kilka dziur więc pozaklejałem poskładałem się i tą samą ścieżką wracam na drogę nabijając jeszcze z dziesięć szlak mnie trafia bo całe popołudnie nic tylko kleję dziury to nauczka ,w ziemi były kolce nie znanej mi rośliny one będą towarzyszyć moim oponą cały Krym i duża część Ukrainy to pustkowia .Kolejny dzień to widok za Kerczem ogromny hangar ,kiedyś produkowali tam poduszkowce dla arami ale jak Ukraina się od sojuza odliczyła to wszystko padło a narzędzia rozkradli słyszę od strażnika ,ale tu są super plaże więc warto tu zatrzymać się na noc .I tak zrobiłem ,omijam osiedle i zajechałem na strzeżona plażę za każdy samochód placom za rower proszę bardzo za darmo ,jak to zwykle z kand dokąd ,miłego wypoczynku ot duperele .Na plaży poznaję bratnia mi duszę Igora lekarz z Kijowa z swoją nową żoną na wakacjach .

Pytam jak z toaletą ,no co ty tu takich net ale jak wejdziesz do wody jest głęboko i dziesięć metrów dalej jest mierzeja za nią płynie rzeka wolno w morzu więc zrobisz opiekanego i on płynie na stronę rosyjska więc swobodnie nie krępuj się .

Wieczorem popijamy winko ,rozmawia o Krymie do samego rana za bardzo nie wiem o co mu chodzi ,ale tłumaczy mi że sytuacja na Krymie jest skrajnie niebezpieczna ,że coś musi pierdolnąć

Chruszczow podarował Ukrainie Krym więc Ukraińcy tak jakby dostali psa w podarunku ,taka sabakę trzeba nakarmić przytuli dbać to ona się odwdzięczy a Ukraina dla Krymu nic nie robi zobacz tu nie maa jak dojechać tu nikt nie inwestuje i tylko kasę z tego miejsca ciągną do Kijowa a tam wszystko i tak rozkradną szkoda gadać ,żeby było weselej prąd poszczają jak im się podoba woda jedną godzinę wieczorem a są miejsca gdzie w kranie nie leciała od lat ,więc ludzie się buntują ,widzą ze na Krym jadą bogaci Rosjanie ,maja pieniądze chcą je wydawać a tu nie ma gdzie wstyd to mało powiedziane ,nic z tego nie rozumie więc idę spać z mętlikiem w głowie

Rano idziemy na zakupy i wykładu część dalsza ,więc pytam ty Rosjanin czy Ukrainiec zawsze za Ukraina ale jak widzę że marnują potencjał to szlak mnie trafia ,.Na browarna zaprosił nas inwestor bolało go ucho więc lekarz Igor mu pomógł mamy bar do dyspozycji .

Typowy dresiarz z plikami banknotów w reku dzieli na lewo na prawo ,zarządza wydaje dyspozycje chce by było go widać wszędzie .Buduje kempingi te z klimatyzacją po 200 e a te bez 120 stoją kempingi na skraju morza na skarpie i tylko tyle ,a co jeszcze tu będzie jak to co to super miejsce co jeszcze chcesz piwo ,wódka jest to jeszcze czego ,no tak ,może i ja kiedyś tu zabiorę rodzinę ale jak tu z polski dojechać ,no tak drogi u nas płoche nijakie ale kiedyś może zobaczymy ,ja życzę udanego biznesu i za życzenie gąsiorek wina i piwko ląduje na stodole

Trudno się z takimi ludźmi rozstać więc tylko wymiana telefonu adresu i dalej

Radowało mnie to że przed mną rosną góry bo aż da po płaskim to mordęga i trudno się jedzie jak są góry wspinasz się i jazda w dół ,i zaczęło się w górę trudno a w dół jeszcze gorzej dziura na dziurze i slalom gigant to mało ale co tam to tylko przygoda .Kempingi za fri bo na dziko nikt nie goni większość to Rosjanie więc ugaszczają czym i jak mogą .Jednego spotykam pokazuje mi legitymację ,miejsce rodzenia Legnica ,mieszkał tam kilka razy jego ojciec był pułkownikiem w zaopatrzeniu już nie żyje był wojennym zwał jak zwał ale tak na prawdę to zapijali się na śmierć ,dla tego ja nie piję .Piątka dzieci jest informatykiem w rosyjskiej firmie .I tak cała nocka z głowy bo historie sypał o Legnicy jak z rękawa więc jak w filmie Mała Moskwa

Żyliśmy jak pod szkłem wszystko było ,ale ja mówi mój gospodarz bylem ciekaw co za tym murem czasami szli z mamą na zakupy na Polską stronę zawsze mieli szofera ,a mama mówiła że Polacy to dobrzy ludzie ale biedni ,a bieda jeszcze u was taka jak była ,uśmiechnąłem się mówiąc żeby do Polski zajechał tylko by szoku nie perzył tak się zmieniło ,Odwiedzę bo na cmentarzy staruszek leży tu podał mi nazwisko jak będziesz zobacz czy tam ta mogiła stoi ,obiecałem że jak tylko to dam znać .

I tak do Jałty przez wszystkie kurorty ,w Jałcie spotykam rodaków ale nikt nie wieży w moją podróż więc nie dyskutuję bo jak kogoś przekonać wyciągać mapy zdjęcia pokaż bo kłamiesz .Wasz problem nie mój ,.

Mnie zależało na tym by zobaczyć paląc gdzie Polskę sprzedano ,po drodze spotykam Czeską ekipę na motorach oni mają bilet grupowy a kilku im odpadło po drodze więc z radością korzystam z oferty .Pałac carski tylko tyle że z portretów widać trzech starców satrapów dzielący tort ,mówię do Czechów tu nas Amerykanie sprzedali ,jakiś ruski dołączył do rozmowy o prawda prawda ,a ja na to oni nas sprzedali a wy nas kupiliście nie płacąc rubla ,od razu odłączył .

Z mieszanym uczuciem jadę dalej w kierunku najwierniejszej tajemnicy na morzu czarnym czyli sztolnie wykute w skale dla łodzi podwodnych .'

Kolejny raz mijam winnice fabryki koniaków i w końcu jest ten najtajniejszy ,całe grupy w pogotowiu bo o dziesiątej rano otwierają .Kolejka jak do Wersalu właściwie to mi przeszło widzę schemat mapę tego kompleksu ,kolejny raz pod ziemię oto to nie ,

Oglądam miejsca gdzie maskowali wejście i wyjście do tych grot to było bardziej interesujące niż sama sztolnia ,pobudowali jakieś mury wyglądające na twierdzę z góry praktycznie nic nie widać ,obecnie port zamieniono na klub jachtowy ,no tu jest co oglądać ,jachty z całej Ukrainy a i łodzie Ruskich oligarchów to wszystko z wielkim przepychem złocenia dużo służby taki ogony blichtr ,ale dokoła syf malaria i korniki ale tym na łodzi nie przeszkadza..Sewastopol ogromne miasto z pałacami ogrodami pomnikami i dziesiątki tysięcy turystów ,pod jednym z pomników robię zdjęcie fajnym dzieciakom ,jak się na mnie jakaś starsza dziewica nie wydrze że jak to tak bez zezwolenia ,no tak masz piękne dzieci odpowiadam ,to nie moje ja jestem guwernantka ,o taka śliczna guwernantka aż miło patrzeć tylko się zakochać a morze razem zdjęcie ja z polski ,od razu poprawia fryzurę dzieci w kąt i zdjęcie z Hajerem gotowe ,ja podbijam atmosferę może kawkę ,innym razem rodzice dzieci by się gniewali .Czym bliżej portu tym większy tłum z pamiątkami kramami ,małpki na sznurku cukierki słodka wata jak u nas ,Kawa na deptaku to najlepsze miejsce na robienie fotografii twarzy nikt się nie czepia więc stukam .Promem na drugą stronę zakupy na drogę a był już wieczór więc jeszcze jeden litr wina półsłodkiego rozlanego do kartonu ale zamiast herbaty doskonale poprawia humor i sen zapewniony ,Śpię nad rzeką rano budzi mnie stado krów u wodopoju te niczego nie uszanują nawęd namiot z zewnątrz obsmarowały ,ale ja jeden a krów dziesiątki .Mijam sady z śliwami już dojrzałe ,pytam czy mogę jedna skosztować a bierz i całe drzewa zobacz jaki ten sad gigantyczny ,za śliwami rozciąga się kolejny tym razem winoroślą białe już dojrzałe wygrzane w słońcu i ciemne czekające aż zaczną pękać te nadają się najlepiej na wino rodzynki .Mam dzień lenistwa odwiedzam kilka sadów i winiarni więc nie ma się gdzie spieszyć tym bardziej ze wina mają swoja moc

Kierunek Michalów tracę orientację w drodze jadę na skryty więc ląduję na jakimś dziwnym lotnisku z jednej strony kukuruźniki takie jakie widziałem w Sudanie do opylania pól a po drugiej gigantyczne hangary o niesamowitych kształtach i rozmiarach a to w kształcie wież i monstrualnych rozmiarach ,robięDS kilka zdjęć i od razu ktoś ze straży się znalazł z pytaniem co robisz na co ci te zdjęcia .

Odpowiadam że przypadkowo się tu znalazłem nie ma info że nie wolno fotografować więc tez stukam ,no dobra nic do ciebie nie mam choć do stróżowskim wypijemy herbatę z chęcią przystałem -wyciągam za razem winko by lepiej się gadało .

To zakłady remontowe kiedyś wszystkie samoloty z sojuza tu na przegląd przylatywały ale jak sojuza net to od tamtej pory zamknęli i samoloty stoją uziemione .Ludzie wytachali ,ale w nowej części miasta oligarchowie pobudowali nowe chale i produkują silniki do wszystkich samolotów latających w Rosji nie tylko bo i chiny kupują więc ludzie mają prace a tu nie długo nawet ślad nie zostanie bo tylko kadłuby zostały reszta sprzedana na złom ,a co miało wartość to wywieziono ,nockę spędzam na cmentarzysku gigantycznych antonowów i su i cholera wie co jeszcze .Od Michałowa rozpoczynają się równiny pierwszy odcinek z osiemdziesiąt kilometrów to pustkowie bezludzie wieczorem docieram do wioski ,pytam w pierwszej chacie o namiot ,nie w drugiej to samo ,na skraju wsi wyszedł facio i mówi a tu w ogrodzie rozbij ale sraj za płotem bo wychodka nie mam ,

Radość więc rozbijam ale wychodzi pani gospodyni i pyta a ty kto ,no Polak ,a to pokój się i paszoł w pizdu ,ani prośby nic nie pomaga głowa na dół i pakowanie .

Rozbijam się w starym kołchozie i znowu masa gum do łatania te same kiełki przebijają gumę a ja mam już szpaltki czyli gumę wytartą .

Drugi odcinek już łatwiej to ponad sto kilometrów pustkowia wiatr wieje w plecy i to silny od morza więc dosłownie czterdzieści na godzinę normalnie ,Skręcam w kierunku Jam pola dawnych ziem Polskich teraz ciągnie się tam granica z Nad Zadniestrzem i przechodzi w granicę z Mołdawią ,

Znowu górki rzeka graniczna czyściutka mnóstwo ludzi z wędkami ,biorą zapytuje ni huja najczęstsza odpowiedz ,po drugiej stronie wojsko nad dniestrzańska Ruscy pilnują i ci granatami ryby wyłowili a man te resztki a i tego już nie mam Nocka nad rzeka ,podchodzą ludziska i mówią bym się trochę w krzakach ulokował bo to teren nadgraniczny i wojsko będzie cię w nocy nachodzić ,a chodzą często na rauszu ,tylko jeden patrol zawitał i zostawił mi z litr wina życząc dobrej nocy .

Podczas podróży przez Ukrainie zaliczyłem z dwa pogrzeby kilka wesel i jedna Polska parafię .Granica z Polską i docieram do Krakowa ,tylna opona zrobiła dokładnie 12 364 km i tyle wynosiła moja trasa do tego doliczam Prom z Tallin- Helsinki , Port Kaukaz – Kercz .Pociąg 40 min za Moskwę i Kraków -Katowice i sto kilometrów auto stopem za łatkami do najbliższego sklepu bo brakło ,kupiłem ze sto sztuk chińskiego badziewia i tak urozmaicałem sobie tą bajkową podróż klejeniem setek dziur
Podziękowania

Firmie Velo

Dobry Sklep Rowerowy Kosowski -Imielin

Tomkowi Marczakowi

Kosowskiemu Marianowi i jego rodzinie

Tomkowi z Krosna

Reni Wołek -Radomsko

Klubowi w Gomunicach ,,Bogard,, Przemkowi

Roman Goledowski Warszawa

Polski Komitet Olimpijski

Basia Mateusz Cichy z Gremzdy Polskie

Andrzejowi Katarzynie Kapla z Sztabina

Linkim Kaniniauskas Litwa

Domantos Jakutis Litwa

Nikolaj Naumczyk Ryga

Kapelan środowisk polonijnych Krzysztof Kuryłowicz Ryga -Łotwa

Peter skala Czechy

Parnu Maakond Estonia

Kari Kadakka Finlandia

Dorota Warszczeniuk Polska

Marek Bogucki Norwegia

Rajan Chomar Tana Bru Norwegia

Aleksander Kangakuma Zielona Dąbrowa Rosja

Griciaruk Kuzma Murmańsk Rosja

Wszystkim napotkanym na mojej trasie za okazaną pomoc i serce w szczególności Rosjanom od których zaznałem tyle dobra i przyjaźni HAJER

sekretarz - 31 Sierpień 2014, 16:44
Temat postu: NeverEnding Story - Hajer History
Mieciu - nareszcie się ujawniłeś, więc podbijam temat na pierwszą stronę i informuję cię że właśnie minął rok od początku napisania tego posta , post żyje nadal ! ,więc pisz śmiało dalej, bo wszyscy ciekawi co u ciebie - niektórzy twierdzą że sprzedałeś deskę żeby kupić rower :mrgreen:
hajer - 1 Październik 2014, 13:19

Nigdy przenigdy deski nie sprzedam ,po prostu zmienie czas podróży a latem na bajorku Dziećkowice
sekretarz - 18 Maj 2017, 11:52
Temat postu: Re: Jest ! znalazł się !
sekretarz napisał/a:
Ostrzeżenie - nie chodźcie na Wałek po zmroku ,podobno grasuje tam dziwny osobnik :mrgreen:

Informuję że niejaki Hajer wrócił - był na zebraniu ,a wygląda nieco lepiej niż na tym zdjęciu :mrgreen:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group